a gloryfikowania słabszych. Skąd się to bierze? Nie wiem.
Czemu Titanic teraz jest takim obciachem? Dlatego, że to smutna historia o miłości luźno oparta na faktach? A może Leo miał zbyt płaczliwe oczka gdy patrzył na Kate? Każdy ma swoją odpowiedź.
Jednak odcinając się od tego, oglądając film w oparciu na własne uczucia i odczucia bez sugestii innych - uważam, że film jest bardzo dobry. A nawet sypnę tą 10tką, pomimo że nie mogę go oglądać częściej niż raz na trzy-cztery lata. Zapada w pamięć jak żaden inny.
Jaki obciach? Nie zgadzam się. To jest naprawdę dobre kino.Pozostanie na 1 miejscu wśród moich ulubionych na długi czas.Jest nim od 1997.
Masz absolutną rację.
Moim zdaniem film jest bez dwóch zdań znakomity, właściwie nie ma ani jednego minusa. Ale mam kilkoro znajomych którzy strasznie "jadą" po tym filmie, a jeden nawet stwierdził że nigdy go nie obejrzy, bo nie lubi "wysokobudżetowych gniotów"(?).
Nie wiem dlaczego tak jest, ale tak po prostu jest... To obciach lubić "Titanica" (mimo iż ja otwarcie mówię że bardzo mi się podobał to wstydziłabym się słuchać głośno muzyki z filmu, pomimo że jest świetna), ale lubić filmy np. Tarantino albo Lyncha jest uznawane za "cool". :/ Ja lubię Tarantino, ale już Lyncha nie znoszę.
I odwrotnie - pogląd "nie lubię Lyncha" jest obciachem ale za to pogląd "nie lubię Titanica" jest modny.
Oklaski dla osoby która wyjaśni socjologiczne podstawy takiego podejścia. Ja nie umiem.
to proste... podstawy można znaleźć w psychologi tłumu i "twórczym" buncie. Załóżmy, że jest film wysokobudżetowy który z zalożenia ma przyciągnąć ludzi do kina dla kasy ( jak to wiekszość wysokobudżetówek)w tym momencie odzywają się "twórczy" buntownicy którzy powiedzą nie.. tylko dlatego bo sądzą, że film powstał tylko dla kasy.
Ja powiem tak, jak wcześniej jako dziecko filmu nie rozumiałam ( rozumiałam tragedie owszem ale nie samą historie Rose i jej decyzje) tak teraz lepiej mi się Titanica ogląda bo go rozumiem. Też się spotykam z śmiechami od znajomych rodziny kiedy im mówie, że idę Titanica oglądać ("weź skończ z tym chłamem", "jak możesz coś takiego oglądać, ochyda") Powiem tak, żadko spotyka się film dla którego twórcy zrobili tak wiele ( chyba kojarze ostatnio tylko Władce Pierścieni), żaden z wcześniejszych Titaniców nie był aż tak bliski wydarzeniom z 1912 jak ten ( nawet dodając wątek miłosny). Podziwiam twórców że włożyli tyle życia i pracy by to wszystko tak dokładnie wyglądało. Zdjęcia prawdziwego wraku statku, stroje, dobrze dobrani aktorzy.. świetna muzyka ( aż nawet oglądając wcześniejsze filmy o Titanicu mi czegoś brakowało) dramaturgia ( weźcie sobie zobaczcie wszystkie sceny z różnych filmów zderzenia Titanica z górą lodową i powiedzcie która tak naprawde was przeraziła, która do was dotarła), dokładność historyczna ( z paroma wyjątkami), sposób pokazania historii... oklaski dla wszystkich którzy przy tym pracowali.
Ja Tarantino i Lyncha nie lubie... tak jakoś.. ale nie lubie i nie mam zamiaru się tego wstydzić. Obciach lubić Titanica z 97? Trudno, nie mam zamiaru zmieniać upodobań tylko dlatego, że inni sądzą, że to obciach
Moim zdaniem to, że w zrobienie filmu włożono wiele pieniędzy - to dobrze. Bo to prawie zawsze zapewnia wysoki poziom efektów specjalnych, odpowiednie kostiumy, zatrudnienie najlepszych kompozytorów muzycznych a także dobrą obsadę. I chyba logiczne że twórcom zależało na kasie? Skoro włozyli w film masę pieniędzy to normalne że chieli zysków. Chcieli też wysokiej oglądalności. Sama bym chciała na ich miejscu. Nie widzę w tym nic niestosownego.
Masz rację że wynika to z buntu. Podejście typu "film dla mas, więc ja będę inny, wybiję się i powiem że film mi się nie podoba, pal sześć nawet jeśli mi się podobał lub go nie widziałem".
Powiem prawdę - ja od filmu oczekuję rozrywki i emocji. Nie lubię filozoficznych, pseudointelektualnych papek. Nie pociągają mnie niezależne produkcje. Ja na filmie mam się bawić/wzruszać/śmiać/płakać, a nie oglądać latającą foliową torebkę i dokonywać refleksji jak to podmuchy wiatru prowadzą ją gdzie chcą (motyw z "American Beauty", który de facto mi się podobał, ale filmik kręcony przez jednego z bohaterów już nie, był żałosny a przesłanie było śmieszne). Życie jest dostatecznie nudne i szare by dodatkowo oglądać to na ekranie. Titanic mi zapewnił rozrywkę. Zaparł mi dech w piersi i spowodował że się wzruszałam.
Filmy Tarantino lubię (chociaż nie uwielbiam), bo dobrze się na nich bawię, dają mi chwilową rozrywkę, a po ich wyłączeniu nie myślę już o nich. Lynch tworzy właśnie bzdurne papki (oprócz Miasteczka Twin Peaks za którym szaleję) i sam w jednym z wywiadów powiedział że wiele symboli w jego filmach nie ma znaczenia. Umieszcza je tam by ogłupić widza. Ale oczywiście jego fani na siłę dopatrują się w tym przesłania. Dla mnie to zwykli snobi.
Co do złych opinii na temat Titanica - myślę że chodzi też o Leonardo Di Caprio, który jest odbierany (szczególnie przez mężczyzn) ironicznie i z niechęcią (prawdopodobnie za wygląd chłopca z plakatu Bravo Girl). Nie rozumiem tego. Di Caprio jako aktor jest po prostu zjawiskowy. Obejrzyjcie np. "Chłopięcy świat", "Co gryzie Gilberta Grape'a" by przekonać się jakim fenomenalnym warsztatem aktorskim dysponuje ten pan.
Wiesz panuje taki stareotyp... że film z dużą ilością efektów specjalnych jest nie filmem a zbiorem efektów specjalnych. I choć w Titanicu było ich mało ( tyczyły się zwykle spadającyh ludzi.. choć nie wszystkich i zdjęć "z daleka" samego statku) to i tak oskarżają go o zbytnią efektowość. Tak samo z tymi 11 oskarami. Zdaje mi się, że zrobiły one problem filmowi i to duży. Ale tak nie jest tylko z Titanic`iem popatrz na Władce Pierścieni. Już teraz wśród tych co oglądali idzie zaobserwować te same zachowania co przed kilku laty wśród tych co oglądali Titanica. Mogę się założyć że za 5 lat obejrzenie i lubienie Władcy Pierścieni będzie obciachem.
Zgadzam się co do odczuć i oczekiwań wobec filmu. Sama także tego samego oczekuje. Kiedyś wdałam się w dyskusje jak Cameron powinnien wyreżyserować ten film. Według mojego rozmówcy film miał być dokumentem. Takim pokazaniam jak to naprawde było, skupieniem się na ludziach oficerach relacjach, pogaduszkach, plotkach itp.... To mu odpisałam, że to w tym filmie jest. On odpisał, że jest ale przysłonięte przez ckliwą, źle rozpisaną i fikcyjną historyjkę miłosną.... I chyba właśnie dlatego tak wielu ludzi zraża się do tego filmu. Są ludzie którzy od filmu wymagają nudnawej rzeczywistości, realności zdarzeń itp. ocierają filmy z bajkowości, zabawy. Nie rozumiem dlaczego, ale takie mają upodobania więc trudno... ich sprawa.
Co do Leo... cóż, nie ma łatwo. Jego wygląd i dobór ról szufladkują go. Ja go lubie w człowieku w żelaznej masce, zgodze się gra dobrze o ile nie bardzo dobrze swoje role ale tak już bywa że jak jest sie sławnym to ma się fanów jak i antyfanów.
Próbowałam obejrzeć wcześniejsze filmy o Titanicu ale szczerze nie potrafiłam ich przełknąć. Tylko ta wersja z 97 do mnie "dotarła". Śmiałam się/ płakałam/ wzruszałam/ bawiłam/ pewnie sytuacje skłoniły mnie do refleksji/ a poświęcenie ekipy pracującej przy filmie zainspirowało mnie do własnych badań ( w tym przypadku nt. mody epoki edwardiańskiej) I to właśnie charakteryzuje dobry film
sie rozpisałam....
No jak ładnie wytłumaczyłyście jak to jest z Titanic'iem. Nic dodać, nic ująć. Jestem z was dumna:) Nie wiem jak odpowiedzieć bo już wszystko zostało powiedziane..No może tylko to, że chciałabym współpracować z ludźmi,którzy tworzyli ten film. Ich warsztat przyciągnął do kin miliony widzów.Wbrew pozorom obraz jest interesujący bo wywołał dużo kontrowersyjnych opinii. Ludzie, którzy poszli do kina to w większości masy "szarych" śmiertelników, którzy niczego w sztukę nie wnoszą i nigdy nie wniosą poza słowami krytyki. Niestety wiem,że i ja do nich należę. Muszę zrewidować moje spojrzenie na świat i docenić każdy wkład w kulturę.
Macie rację w wielu punktach, ale jednak nie do końca. Prawdą jest, że niektórzy ludzie poddają się jakimś bliżej nieokreślonym trendom, gdy przychodzi do ocen estetycznych. Czy jest to większość, czy tylko jednostki? Kto to wie?
Ale zdecydowanie nie jest prawdą, że "Titanic" jest absolutnie i niepodważalnie znakomitym filmem i każdy, kto twierdzi inaczej, udaje, że mu się nie podoba ze względu na jakąś modę. Nie ma czegoś takiego, jak absolutnie dobry film!
Ludzie różnych rzeczy oczekują od kina. Jedni najlepiej się bawią przy filmach akcji, inni preferują historie miłosne, które wyciskają łzy, jeszcze inni szukają filmów świeżych i nowatorskich. Są też tacy, którzy poszukują filmów poruszających jakieś ponadczasowe kwestie, zadają uniwersalne pytania, poruszają intelektualnie, dają do myślenia. Trudno o film, który spełniłby wszystkie te wymagania jednocześnie. A z kolei 'de gustibus non disputandum est'.
Ja sama uważam, że "Titanic" jest niezłym, ładnym filmem, ale na pewno nie wybitnym. Naprawdę przyjemnie się go ogląda, dostarcza rozrywki, wyciska łzy - o to chodziło i to się udało. Jednak jest mnóstwo filmów, które bardziej sobie cenię i żadna moda nie ma tu nic do rzeczy, po prostu rozrywka to nie wszystko, czego oczekuję od filmu. Co nie znaczy, że z założenia nie podobają mi się wysokobudżetowe produkcje i filmy które dostają takie ilości oskarów! Jest po prostu wiele innych, ciekawiej napisanych i piękniej zagranych historii miłosnych. Same efekty specjalne zasadniczo nie wpływają na moją ocenę filmu, muzyka z "Titanica" też mnie nie przekonuje (naprawdę bywają lepsze ścieżki dźwiękowe!), a przede wszystkim - wolę po prostu filmy, które nie tylko wzruszają, ale zostawiają po sobie coś więcej niż tylko wspomnienie ładnej historii, które dają coś do myślenia, pobudzają intelekt. Dlatego dużo wyżej cenie sobię filmy Kieślowskiego, Bergmana czy Jarmuscha, choć są dużo trudniejsze w odbiorze i de facto przynoszą mniej rozrywki niż "Titanic". Oni dostają ode mnie dziesiątki.
Lyncha nie znoszę, nie potrafię zrozumieć tego powszechnego zachwytu nad jego filmami, za to Tarantino cenię za świetne, choć często nieprzyjemne, pastisze.
Na koniec dwa słowa o Leonardo:) Mi się wydaje, że "Titanic" mu zaszkodził. Przylgnęła do niego etykietka amanta, a niestety w rolach amantów nie ma za wiele miejsca na grę... Dlatego długo i mi się nie podobał jako aktor. Zmieniłam o nim zdanie, kiedy obejrzałam "Złap mnie jeśli potrafisz", a potem już tylko się utwierdzałam w podziwie dla kunsztu aktorskiego tego pana, oglądając takie produkcje, jak "Infiltracja".
Hmm... Mój przyjaciel powiedział "Titanic to dobry film, ale ja nie lubię melodramatów".
To że ktoś nie lubi danego gatunku nie znaczy że powinien film określać jako zły.
Np. ja nie znoszę fantasy. Na "Władcy pierścieni" nudziłam się straszliwie i obejrzałam ten film właściwie tylko dlatego, że wypadało go obejrzeć, a nie dlatego że chciałam.
A jednak nie potrafię powiedzieć że film był zły.
Nie lubię również filmów akcji, ale to nie znaczy że wszystkie filmy akcji mam okreslać jako kiepskie.
Nie podoba mi się więc gdy ktoś twierdzi "Titanic to głupi film, bo nienawidzę historii miłosnych".
karolina helena > oczywiście to nie było personalnie do Ciebie bo Ty czegoś takiego nie napisałaś. :)
Napisałam to ogólnie, o ludziach którzy dają Titanicowi ocenę 1 tylko dlatego że nie lubią melodramatów.
Wiecie... to jest jak np. z pięknymi ludźmi. Powiedzmy Monica Bellucci dla niektórych będzie najpiękniejsza, a dla niektórych nie (bo np. wolą inny typ urody), ale nikt na świecie chyba nie mógłby tak zupełnie szczerze, sam przed sobą stwierdzić że jest szkaradna. To samo jest z Titanic'iem. Nie każdy lubi melodramaty czy filmy katastroficzne, ale to nie jest żadna podstawa by filmowi dawać ocenę 1, gdyż całkowicie obiektywnie - film jest po prostu bardzo dobrze zrealizowany.
kwestia indywidualnego, subiektywnego podejścia, jak wszystko w życiu. nie powinno się stwierdzać "film jest do dupy", tylko "DLA MNIE film jest do dupy", co zmienia całkowicie sens wymowy, bo o gustach się nie dyskutuje.
a zatem: DLA MNIE ten film jest do dupy.
> Sighma
Ja się zupełnie z Tobą zgadzam. Jak oceniam "Titanica", to oceniam go w jego kategorii. Nie można wymagać od filmu, który miał być bawić i wzruszać, żeby poruszał jakieś ponadczasowe kwestie, jak filmy Bergmana na przykład. To tak, jakby mieć pretensje do nawet pięknego psa, że nie może wziąć udziału w wystawie rasowych kotów! (Ale z drugiej strony nie można też mieć do nikogo pretensji, że bardziej mu się podobają koty niż psy.)
Tak w ogóle to nigdy nie dałam żadnemu filmowi oceny 1 z tej prostej przyczyny, że oceniam tylko filmy, które obejrzałam. Skoro więc "wytrzymałam" do końca, to film nie mógł być aż taki zły ;) Są filmy, o których wiem, że nie chcę ich oglądać ze względu na samą koncepcję, która jest dla mnie chybiona (np. horrory polegające jedynie na epatowaniu okrucieństwem). Z założenia są one według mnie poza jakąkolwiek skalą - nie oglądam ich, więc i nie oceniam.
Z drugiej strony, ocenę 10 też nie jest łatwo u mnie dostać!
Jak już pisałam, widziałam filmy o miłości, które były ciekawsze, lepiej zagrane, z ładniejszą muzyką, z lepszymi zdjęciami. Dlatego "Titanic" jest dla mnie filmem niezłym (nie jest zły, ale do wybitnych - w moim odczuciu - jeszcze mu sporo brakuje).
to kwestia gustu, ale masz rację. coraz więcej osób, które były fanami Titanica teraz się od niego odwraca.
przykąłd? moja kumpela. od kiedy pamiętam zawsze było 'titanic'. a teraz? teraz to tylko 'DOBRE KINO'. co oznacza ten zwrot? konkretnej definicji nie znam, ale Titanic jest dla niej teraz przereklamowany.
a ja osobiście lubię go obejrzeć bo to kawał porządnie wykonanej roboty.
a soundtrack? 'My heart will go on' już na zawsze pozostanie w pierwszej dziesiątce moich ulubionych piosenek, pomimo, że przez lata mój guast się nieco zmienił.
arcydzieło. bez dwóch zdań.
Ale przecież nic w tym dziwnego! Ludziom gust się zmienia, opinie również. Mi też podobają się teraz zupełnie różne rzeczy niż lata temu - czy to w dziedzinie filmu, muzyki czy literatury. I nie raz zdarzyło mi się przyznać: "kiedyś podobał mi się ten film/ta książka/płyta, ale teraz już jestem mądrzejsza i wiem, że do kicz."
Twojej kumpeli mógł się kiedyś podobać "Titanic", bo był najlepszym z filmów, które widziała w danym czasie. Potem obejrzała wiele innych filmów, z którymi mogła porównać przykładowego "Titanica", zweryfikowała więc swoje poglądy i miała prawo stwierdzić, że zrobiono całe mnóstwo lepszych filmów. I tyle. Normalną rzeczą jest się rowijać, a co za tym idzie - coraz więcej wymagać od kina czy sztuki w ogóle.
Oczywiście nie u każdego musi się to odbywać w ten sam sposób - to, że ktoś przez wiele lat ma ten sam ulubiony film, nie oznacza, że coś jest z nim nie tak, nie zrozumcie mnie źle;-) Ale w zmienianiu opinii nie ma nic dziwnego. Powiem nawet, że w przypadku tak mocno promowanych filmów, jak "Titanic", to się dzieje dużo częściej. Przecież w czasie, gdy "Titanic" był w kinach, WSZYSCY (których znałam wtedy) się nim zachwycali. Jednym po prostu zmienił się gust, a inni zwyczajnie zmienili ulubione filmy. Bo niektórzy często właśnie poddają się reklamie czy modzie, np. na "Titanica", "Władcę pierścieni", "Harry'ego Pottera" etc., a gdy moda się zmienia, zmieniają swojego faworyta. I to już niezależnie od wartości filmu jako takiego.