Oczywiście ciężko porównać te dwa filmy bo to zupełnie inne gatunki, ale pod kontem technicznym jak uważacie, który lepszy? Ja myślę, że po mimo, że Cameron na potrzeby Avatara opracował nową kamerę 3D i wykorzystał najnowsze technologie to i tak ten film to jednak przede wszystkim dzieło komputera. Większość scen nakręcona na green screen'ie a potem to już tylko efekty specjalne. Dlatego uważam, że Titanic to nadal najlepszy film Camerona pod względem technicznym. W 90% jest to film nakręcony z użyciem efektów wizualnych. Znaczy to, że większość rzeczy, które widzimy na ekranie działy się naprawdę na planie filmu. Nie jest sztuką zrobić efekty komputerowo, ale zbudować cały plan, rozganizować pracę setek statystów i zalewać prawdziwą wodą specjalnie zbudowaną jadalnię pierwszej klasy myślę, że jest wielką sztuką. I na dodatek zrobić to tak, aby wyglądało realistycznie. Jakie jest wasze zdanie na ten temat?
Wyobraża sobie model Pandory... nieee, nie w tym rzecz.
W latach 30' by sfilmować płonącą Atlantę trzeba było zrobić autentyczny pożar, który łatwo mógł wymknąć się spod kontroli. Odtwórcy pierwszego Frankensteina ciężki makijaż zniszczył skórę. Cameron nie budował modelu i nie zalewał go "dla sztuki", ale dlatego, że kilkanaście lat temu nie było innej możliwości. Setki statystów w podgrzewanej wodzie a za kamerzystą garderobiani z kocami, obsługa z gorącą herbatą tudzież lekarze i pielęgniarki- to wszystko olbrzymie koszty i jeszcze większe ryzyko. Skoro jednak możliwości techniczne pozwalają na przerobienie aktorki na kotowatą kosmitkę ujeżdżającą pterodaktyla do tego stopnia, że jestem w stanie przejmować się jej losami zamiast stroną techniczną- czemu nie?
Hahahahahaha kurwa jasne że Titanic jest lepszy oczywiście nakręcony przez Jamesa Camerona a nie przez jakiegoś innego pajaca ! I weź Ty się tak nie podniecaj że wiesz jak się robi efekty bo nikt nie jest debilem i każdy wie co to są efekty specjalnie a ten cały Avatar to kolejne gówno animacyjne mogli by to zaliczyć do bajeczek Disneya ! Takie filmy jak Titanic zapamiętuje się na zawszę a co po jakimś Avatarze o jakiś kurwa biegających frajera niebieskich w Dżungli i to ma być fajne co za żal. takie jest moje zdanie ale uważam że Titanic jest w 100 % lepszy od jakiegoś Avatara.
Borcix ale można to powiedzieć bez kurwa i chuj w tle...
Poza tym są różne gusta mnie bardziej wciągnie avatar, niż titanic, więc
nie mów że latają tam jacyś niebiescy frajerzy, bo równie dobrze można
powiedzieć że w titanicu lata idiotka, która sama nie wie czego chce, i
idiota który szpanuje że umie stepować, to są równie dobre filmy, ale to
kwestia gustów, wystarczyło stary powiedzieć że dla ciebie lepszy jest
titanic...
Jestem wielką fanką Titanica więc nie spodziewałam się aby Avatar pokonał mojego faworyta, jednak myślę, że Titanic jest arcydziełem, potęga w swojej kategorii i tak samo uważam, iż Avatar jest potęgą w swojej. Nie można porównywać tak różnych filmów. To jest właśnie sztuka potrafić nakręcić filmy które różną się w 100%. Uważam, że James powrócił w wielkim stylu. Titanic był przełomem w tamtych latach jak również Avatar będzie przełomem techniki kina teraz. Pozdrawiam!
Oba są dobre. Ale Titanic w 3D to dopiero byłby film. W Avarze efekty 3D są
najlepsze w scenach z żywymi aktorami, a w Titaniku było by ich więcej.
Taka katastrofa w 3D - to by było coś.
No i też za jakiś czas zobaczymy Titanica w 3D bo jedna z wytwórni pracuje już od jakiegoś czasu nad jego przerobieniem. Według najnowszych doniesień ponownie zobaczymy go w kinach w nowej technologii za nie cały rok.
Moim zdaniem "Titanic" niczemu nie dorówna. To jest jedyne, niepowtarzalne arcydzieło!!!!!!
Powalona konkurencja wagowa! Opanujcie się!
Można podywagowac który zdobędzie większa popularność a nie który jest lepszy.
A lepszy jest ...Titanic.
Zato Avatar jest przełomowy! Hej!
Zależy z jakiej perspektywy patrzyć. Jeśli zer strony efektów dźwiękowych, graficznych i wszystkich takich to Avatar bije Titanica na łopatki przy pierwszej scenie. Acz jeśli patrzymy na wątek to walka tu jest dość wyrównana. Oba filmy przedstawiają po części zakazaną miłość. W obu filmach zobaczyć można dwa światy , w Titanicu raczej metaforycznie , gdyż chodzi tu o elitę i biedaków. Titanic moim skromnym zdaniem, jest jednak lepszy niż Avatar. Może chodzi tu o obsadę? Może o sentyment? Niewiem. Jednakże jestem pewna iż przy obu filmach Cameron odwalił niezłą robote ;)
pfffff..."Titanic" - historia na faktach autentycznych (nie wliczają c wątku romansu - bo to wiadomo, że fikcja)...
Zresztą wszyscy wiemy, że "Titanic" powinien być wyżej.
A co takie produkcje robią w rankingu, tego nie zrozumiem:
http://ruchomy.zamek.hauru.filmweb.pl/
http://ksiezniczka.mononoke.filmweb.pl/
Fakty autentyczne? A są fakty nieautentyczne? :P
Oba filmy Jamesa Camerona mają ode mnie 10/10, a porównywanie ich jest lekkim przegięciem. Co mają ze sobą wspólnego? Wątek miłosny? W tym łączącym te dwie historie elemencie wyżej oceniam Avatara.
"W tym łączącym te dwie historie elemencie wyżej oceniam Avatara." - A widzisz, a ja w tym samym elemencie wyżej oceniam "Titanic" - film na FAKTACH, a nie bajeczka z niebieskimi ludzikami.
spoko, spoko. Może to tylko wrażenie ogólne. Zawsze może się odmienić. Ale "Titanic" jest dla mnie arcydziełem, który mogę oglądać w nieskończoność. I będzie nim, nawet jeśli "Avatar" wyprzedzi go w rankingu najbardziej kasowego filmu wszech-czasów. Ten film mnie oczarował kiedy widziałam go w kinie 12 lat temu. Nie tylko historią miłosną, ale ogólnie przedstawieniem tonącego statku, przedstawieniem myślenia ludzi z tamtych czasów - przekonania o niezatapialności, podział na klasy. Samo tonięcie i wszystko to ze wspaniałą muzyką Jamesa Hornera - dla mnie wirtuoza muzyki filmowej. Jego muzyka czaruje mnie zawsze, nawet w "Iris" i w "Bez Granic". W "Avatarze" też zresztą.
Ja jednak wolę "Titanica", albowiem oglądałem go w kinie mając z 10 lat i wtedy było to wielkie doświadczenie. Dla Camerona najwyraźniej kino nie zmieniło się tak bardzo, bo w sumie on zawsze był trochę przed konkurencją i to robi także swoim najnowszym "Avatarem". Gorzej natomiast z historiami, które pisze; w jego nowym filmie nia ma elementu zaskoczenia, nie ma takich zwrotów dramatycznych co chociażby w hicie z 97` roku. Ale to i tak największy wizjoner-fantasta, ztymże ja odrobinę bardziej wolę Petera Jacksona za jego trylogię Tolkiena:]
Niemniej, nowa technologia 3d sprawia, że wybiorę się ponownie, tym razem do Imaxa:]
Wiadomo - Avarat, całkiem nowa technologia. Film sci-fi. Titanic, historia oparta częściowo na faktach.
Jak dla mnie lepszy jest Titanic.
Mam nadzieję, że Titanic nadal będzie na 1 miejscu, a Avatar na 2.
Dla mnie zupełnie nie ma różnicy, który z filmów będzie pierwszy, a który drugi. Według mnie, jak już wcześniej zaznaczyłem, porównywanie obu dzieł nie jest na miejscu.
EM_DE_KE_AS > właśnie, fakty. ;-)
sule, a wiesz, że jak kiedyś oglądałam film z cyklu prawdziwe historie, to jak sie zaczynał to lektor czytał:"film oparty na faktach autentycznych"
Tak mi się wryło w pamięć że przy szybkim napisaniu nie kontroluję tego. Powienieneś zrozumieć, zamiast wytykać;P
Ale fakty autentyczne należny tępić pod każda szerokości.Lektor był nieukiem!Hej
Dla mnie nie ma porównania.
Oba te filmy sa na swój sposób wspaniałe i za to je cenię.
Ja mam Mercedes E 300td sedan a koleś ma Mercedes ML 300 cdi [jepp]--i który jest lepszy???Hej!
Dokładnie - dwa różne filmy.
Jednakże wolę "Titanica" ... "Avatar" mnie trochę zawiódł. Nie wspomniawszy o obsadzie... bo to przepaść. "Avatar" w większości zrobiony komputerowo i aktorzy nie mieli dużo do roboty. A "Titanic" to był mój pierwszy obejrzany film z Winslet , która jest teraz jedną z moich ulubionych aktorek ;)
No bez przesady, w Avatarze obsada jest bardzo dobra - aktorzy grają moim
zdaniem rewelacyjnie. Sam "Jakesully" Worthington, Zoe "Neytiri" Saldana
oraz Stephen "Quaritch" Lang - miodzio, inni oczywiście też (ale ta trójka
moim zdaniem rządzi). I aktorzy mieli więcej do roboty, niż Ci się wydaje,
gdyż wszyscy kosmici to tak naprawdę aktorzy grający normalnie swoje role,
tyle, że z nałożonymi komputerowo teksturami. Czyli wszystkie ruchy, gesty,
mimika i kształt twarzy są od aktorów. Moim zdaniem Avatar jest lepszy od
Titanica, choć temu ostatniemu też nie mam za bardzo nic do zarzucenia,
może poza niezbyt (znowu - to tylko moje subiektywne odczucia) sprawnie i
zbyt rozwlekle poprowadzonym wątkiem miłosnym.
Filmy całkowicie inne, tyle że i w jednym i w drugim bardzo ważnym (choć nie głównym) wątkiem jest miłość, i to całkiem innych postaci. Ale co llepsze trudno powiedizeć.Ewentualnie jak chodzi o ocenę, to Titanic ma u mnie 10 i dostał się do ulubionych dopiero po 3 obejrzeniu, a avatar od razu po pierwszym,z czego można tylko wywnioskować że avatar bardziej mnie w sobie rozkochał i tyle, ale naprawdę trudno powiedizeć
Titanicowi dałem 3. Bo obejrzałem go 3 razy, (z racji 1 telewizora w domu byłem zmuszony) i nic w tym filmie , poza efektami mnie nie przyciągnęło na tyle, abym mógł zaakceptować połowę lanego na niego miodu. Historia o miłości biedny=bogata wyeksploatowana jest do bólu we wszystkie strony itd., gra aktorska Winslet i DiCaprio na moim, powtarzam moim zdaniem niskim poziomie. Nie sądze...
Zaś na Avatara poszedłem z zamiarem obejrzenia, dobrego , lekkiego i fajnie zrobionego kina akcji. I sądzę że w swojej grupie targetowej, nie czajmy się, jako film stricte popcornowy zasługuje na 9, a w mojej klasyfikacji ma ładne 8.
Nie skomentuję, bo ja jako fanka tego filmu, która 13 razy go widziała i z chęcią oglądnęłaby z zapartym tchem 2 razy tyle - za bardzo bym sie zdenerwowała. Uznajmy, że nie czytałam pierwszej części Twojej wypowiedzi
Twoje prawo, ale jeżeli mogę co doradzić, to polecam reagować mniej emocjonalnie. :] W końcu to tylko film :)
Reaguję emocjonalnie - w końcu "Titanic" jako jedyny ma u mnie 10/10. Bo jak do tej pory jest jedynym filmem (z ponad 650 jakie widziałam i tu oceniłam), który potrafi za każdym razem po jego obejrzeniu zrobic na mnie to samo wrażenie, jakie miałam kiedy widziałam go naście lat temu po raz pierwszy w kinie.
Dlatego bronię:]
Pozdro
To nie są dla mnie argumenty potwierdzające jego kultowość :]. Dlatego proszę broń, ale konstruktywnie :]. A nie , bo mnie się on podoba, bo to argumenty maksymalnie na 2 klasę gimnazjum :)
Ten film jest dla mnie jedyny w swoim rodzaju. Widocznie oglądając nie zauważyłeś jednej ważnej rzeczy. Nie mówię tu o wątku miłosnym - choć to też. Mam na myśli klimat w jaki już sama muzyka wprowadza widza. Od początku do końca filmu - i tym samym wrażenie (niesamowite) jakie pozostaje po obejrzeniu. To jest to co sprawia, że wraca się do tego filmu dziesiątki razy i chce się zobaczyć go jeszcze raz. To wszystko sprawia, że widz czuje się jakby tam był, jakby sam to przeżywał. Muzyka, scenariusz i gra aktorska jest naprawdę cudowna. Dlatego właśnie 10/10.
Za każdym razem, kiedy oglądam ten film, te pierwsze sceny kiedy na ekranie pokazuje się wrak statku i zdjęcia się przeplatają (wtedy kiedy drzwi zmieniają wygląd) i wtedy kiedy w tle słyszę tę muzykę mam wrażenie, że tam jestem. Zawsze wtedy wczuwam się w sytuację tych ludzi którzy zginęli (i tak mam niezależnie od tego jak wiele razy będę to oglądać;)
Gra aktorska Winslet i DiCaprio na moim, powtarzam moim zdaniem niskim poziomie" - takie Twoje zdanie :)
Według mnie gra aktorska była na wysokim poziomie - Leonardo, Kate, Kathy Bates, Billy Zane - zagrali rewelacyjnie. Ludzie z bardzo dobrym warsztatem. Mało kto gra z taką pasją jak Kate (na przykład) - no może jeszcze Meryl Streep mi się nasuwa w tej chwili (jeśli już mówimy o aktorkach).
"nic w tym filmie , poza efektami mnie nie przyciągnęło na tyle, abym mógł zaakceptować połowę lanego na niego miodu. Historia o miłości biedny=bogata wyeksploatowana jest do bólu we wszystkie strony"
Naprawdę nic poza efektami?
Ja oprócz genialnej muzyki filmowej w tle i wątku miłosnego (moim zdaniem historia piękna acz fikcyjna) dostrzegłam jeszcze bardzo dobrze ukazaną historię tej tragedii. Widziałam kilka filmów o katastrofie "Titanica" - te starsze też i w ŻADNYM z nich nie była ta katastrofa pokazana tak dobitnie. W żadnym z tamtych filmów "nie czułam" tej katastrofy [szczególnie w filmie o tym samym tytule z 1996]. James Cameron odwalił naprawdę kawał dobrej roboty.
Co do [według Ciebie] wyeksploatowanego wątku miłosnego na wszystkie strony":
Dla mnie ten film bez wątku romansu byłby nijaki. Byłby takim zwykłym dramatem katastroficznym. Muzyka filmowa nie przejmowała by tak samo, nie byłoby tego uczucia tajemnicy, a także patosu wynikłego z całej tragedii
Zwrócić uwagę w filmie należy na:
- przedstawienie ogólnego chaosu, paniki na statku i próby załagodzenia tym zjawiskom podejmowane przez załogę.
- początkowa nieumiejętność załogi w ogarnięciu sytuacji
- pasażerowie pierwszej klasy - stosunek matki Rose do Jacka, czy też w momencie przechodzenia do szalupy: "Mam nadzieję, że dzielą ludzi w szalupach na klasy[...]", bądź ci, którzy chcą wrócić po jakąś cenną rzecz do swojego pokoju ;), albo niewiara w fakt, że statek zatonie bo "w końcu jest niezatapialny"
- pasażerowie trzeciej klasy - ich rekcja na tragedię - jak najszybsze ratowanie się - oni nie myślą: "przecież nie może zatonąć" - oni wiedzą, że zatonie dlatego od razu robią wszystko żeby się dostać do szalup - a potem dowiadują się [patrz punkt niżej],
- stosunek załogi do pasażerów trzeciej klasy - nie otwieranie im bramy: "bo pierwszeństwo mają ludzie pierwszej klasy".
Elementy powyższe są warte uwagi. Dają do myślenia.
Film sprawił, że zainteresowałam się historią wraków. Nie tylko tym jednym. Obejrzałam wiele filmów dokumentalnych na temat nie tyle samego Titanica, co także bliźniaczych Britannic i Olimpic. Zainteresowałam się historią zatonięcia Carpathii i ogólnie katastrofami tego typu.
Do tego dochodzą również książki w tym temacie.
Mnie Avatar podobał się bardziej pod względem efektów specjalnych (no bo to
w końcu 12 lat różnicy, siłą rzeczy wizualnie musi być lepiej) oraz
ogólnych wrażeń z filmu. Chociaż Titanic to też porządny kawał materiału.
No i wątek miłosny - ten w Titanicu mi się nie podobał, jakoś tak był zbyt
rozdmuchany, zbyt ociekający lukrem, że tak powiem. W Avatarze podobny
wątek poprowadzony został dużo sprawniej. A jeśli chodzi o to czy efekty są
"prawdziwe", czy generowane komputerowo to ja uważam, że to wszystko jedno
- liczy się końcowy efekt, to, co widzimy na ekranie. A jakim sposobem to
osiągną - to już mnie za bardzo nie interesuje, ich sprawa.
Nie wiem jak mozna porownywac filmy calkiem od siebie rozniacych sie. Titanic jest filmem katastroficznym a Avatar fantastycznym. Jedynie co łaczy te dwa filmy to rezyser.
Nie tylko.
Trzy rzeczy:
Ten sam reżyser i ten sam autor muzyki [James Horner]. I efekty.
Z tym że w Avatarze tych ostanich jest więcej.
Dlatego zamiast porównywać oba filmy [ogólnie], porównania dotyczyć powinny zakresu:
- reżyserii
- muzyki filmowej
Nie wiem jak muzyka w "Avatarze"- bo nie słyszałam całego soundtracku (choć magia Hornera czaruje mnie zawsze w każdym filmie - np. Braveheart, Beyond Borders, Iris). Natomiast jesli chodzi o reżyserię. Wydaje mi się że w "Titanic" był bardziej angażujący w tym temacie...W "Avatarze" większość to robota magików komputerowych.
Trudno porównać oba filmy- są całkowicie różne, Jeden powstał dlatego, bo Cameron chciał sfinansować prawdziwą wyprawę do Tytanika, drugi aby zrealizować swoje kolejne marzenie o stworzeniu własnego świata- myślę, że Camerona i jego twórczość należy tak właśnie postrzegać- to człowiek z pasją, marzyciel i wizjoner- uważam że zarówno Tytanik jak i Avatar to filmy "doskonałe" w tym sensie ze zostały w 100% nakręcone tak jak sobie to Cameron na początku ich realizacji zakładał. Oba filmy niosą proste i uniwersalne przesłanie: Tytanik mówi o tym, że miłość jest w życiu najważniejsza i że w naszym świecie o przetrwaniu niestety decydują posiadane w portfelu aktywa (bogacze się ratują a biedota się topi), Avatar to znowuż film całkowicie proekologiczny. Jednak ani jeden ani drugi nie są dla mnie arcydziełami. Nie są to filmy które w jakiś szczególny sposób odcisnęły by na mnie swoje piętno, zmusiły do zadumy, itd. itp. po prostu dobre rzemiosło. wydaje mi się, że oba Terminatory niosły z sobą więcej treści.
Za obydwa filmy należą się brawa dla Camerona. Stwowrzył dwa najbardziej dochodowe obrazy, co mówi właściwie samo za siebie. Tak samo jak kiedyś moi rodzice chodzili po kilka razy na Titanica, teraz moje koleżanki oglądają wielokrotnie Avatar. Poza tym obydwa filmy są bardzo dobre, i przełomowe jeśli chodzi o efekty: w Titanicu słyszałam, że stosowano dużo nowych jak na tamte czasy technik, a jeśli chodzi o Avatar chyba nie trzeba nic mówić. Natomiast co do fabuły: Titanic to klasa sama w sobie, historia prawdziwa, głośna nawet tyle lat po katastrofie. Avatar - jak dla mnie nic zachwycającego. Może to dlatego, że nie przepadam za science fiction, ale historia mnie nie porwała. Muzyka w obydwu filmach świetna. Trochę trudno je razem porównywać bo to zupełnie różne tematyki: innym podoba się sci-fi, innym filmy katastroficzne. Jak dla mnie Titanic: 10/10, Avatar 8/10.
Porównywanie Titanica i Avatara nie ma sensu. To trochę tak jak dyskusja co jest lepsze- Boże Narodzenie czy Wielkanoc. Mi się bardziej podobał Avatar, ma u mnie 10/10, ale Titanic to też świetny film, dałem mu 8/10.
Wg mnie Titanic jest lepszy. Bardziej widowiskowy i wzruszający, ale także realistyczny . Takie jest moje zdanie .