Momenty w których chce sie płakać?
moim zdaniem są to momenty:
Jak Rose chce wyskoczyć ze statku
Jak Jack umiera w wodzie
Jak Rose kończy opowiadać o tej historii po tylu latach.Boli to że nie ma Jacka.
Wyobraźcie sobie film jakby Jack dalej żył...
Ja rozpłakałam się jak była scena kiedy statek tonął a w kabinie 3 klasy kobieta usypiała dzieci i opowiadała mim o pięknym leoszym świecie
Mi również chciało się płakać jak na samym końcu podczas snu wrak zamienia się w statek przed zatonięciem, kelner otwiera Rose drzwi do salonu a koło zegara czeka Jack. Chlip ;(((
No mi właśnie też chce się płakać jak Rose się śni, że ten wrak zamienia się w statek i koło zegara czeka na nią tak zwykle ubrany Jack.;(((No i oczywiście jak ona go do wody wrzuca ;((
MOje odczucia są takie ze ona umiera i że Ci wszyscy współpasażerowie na nią czekają :)
To zapewne Ci którzy zginęli...i tak jak Jack jej powiedział że umrze w łóżku jak będzie babcią. Dotrzymała słowa... Jejku nie mam słów aby opisać magię tego filmu...
"No mi właśnie też chce się płakać jak Rose się śni, że ten wrak zamienia się w statek i koło zegara czeka na nią tak zwykle ubrany Jack.;(((.....;(( " własnie.... Najsmutniejszy moment filmu......... :(
oj, za każdym razem gdy ten film oglądam , ryczę jak bóbr.
Płakałam gdy Jack umierał, na końcu gdy wrak zamienia się w nowy statek i Rose widzi Jacka koło zegara ....
Gdyby Jack przeżył film zmieniłby się strasznie. Oczywiście, byłoby świetnie gdyby żył ale .... titanic zakończony happy end'em?
Nie masz co płakac;) Jack i Rose nie istnieli naprawdę. Zostali wymyśleni przez rezysera w celu uatrakcyjnienia fabuły. Powstała nawet kisiązka informująca widzów, że para kochanków była całkowicie wymyślona, bo ludzie masowo uwieżyli w ich tragedię, a nawet w to, że staruszka opowiadająca historię była prawdziwą Rose, ale to już kompletna bzdura...
Też w to kiedyś wierzyłam ;) ale miałam 7-8 lat.
To nic, ze Jack i Rose są wymyśleni. Wiele filmowych postaci jest wymyślonych, a mimo to ludzie płaczą na filmach. Ważne, czy są realistyczne.
W ogóle uważam, ze ta ich historia to był świetny pomysł. Pokazano dzięki temu kontrast między tym jak traktowano wyższą i niższa klasę, jak obchodzono się z nimi podczas tonięcia Titanica. No i łatwiej zrozumieć co czuli tamci ludzie, gdy utożsamiamy się z jakimiś bohaterami (a z nimi jest bardzo łatwo się utożsamić, przynajmniej dla mnie).
Ale miało być o "płaczliwych" momentach...
Ja nie mogę powstrzymać łez, gdy Rose żegna się z Panem Andrewsem- konstruktorem statku i gdy potem pokazują go samego, jak zatrzymuje zegar.
Drugi taki moment, to gdy Rose wsiada do szalupy, a Jack zostaje na Titanicu.
No i standardowo- gdy Rose widzi, ze Jack nie żyje, gdy "powraca" na Titanica...
Cała druga część filmu to potoki łez... ;((
Andrews i kapitan którzy zostali na statku... Para przytulonych do siebie staruszków, godzących się ze śmiercią... Gdy wrak zamienia się w nowy statek jak mówicie, muzycy, którzy grali do końca, śmierć Jacka, stara Rose zbliżająca się do burty, sama końcówka przy schodach... A, i jak Rose podaje nazwisko Jacka (Dawson, Rose Dawson).
Piękny film bez dwóch zdań.
Oj ja zaczynam beczec jak orkiestra zaczyna grac "byc blizej ciebie chcę" podczas gdy statek tonie. od tego momentu płacze juz bez przerwy...
A mi się chce płakać od samego początku zatonięcia statku..! Gdy się przełamuje... ludzie spadają...
ja ryczę praktycznie od momentu kiedy zaczyna sie wszystko związane z zatonięciem statku aż do końca...;)
Mi osobiści się wydaje, że ta historia niejest wymyślona. A płakac mi sie chce kiedy tylko słyszę piosenke 'My Heart Will Go on'. Wtedy też kiedy Jack umiera i kiedy statek tonie. Wspaniały film.;)
Historia miłosna jest fikcją, aczkolwiek czytałam tutaj w ciekawostach że Titanickiem faktycznie podróżował chłopak o nawisko J. Dowson (tylko chyba nazywał się Joseph) jednak nie ma żadnych dowodów na to że miał romans z arystokratką o imieniu Rose. Podobno grób tego Josepha jest najczęściej odwiedzanym grobem na kanadyjskim cmentarzu. Zapewne za sprawą filmu. Cameron musiał wydać specjalne oświadczenie w którym podkreśla że historia Jacka i Rose jest fikcją i została wymyślona na potrzeby uatrakcyjnienia fabuły. Myślę że to dobry zabieg jeśli na podstawie hostorii kilku ludzi ukazuje się tak gigantyczną katastrofę. Nie wobrażam sobie innego przedstawienia tragizmu tylu tysięcy ludzi jak nie za pomocą studium przypadku - Jacka i Rose. Ludzie naprawdę uwierzyli w tą historię ale za tym stoi tylko jeden fakt - film jest tak zrobiony aby był autentyczny i reżyserowi udało się to w 100%.
Tak, był taki pasażer Dowson, ale faktycznie Joseph. Tak szczerze, to żałuję, że akurat wątek Rose i Jacka nie był prawdziwy..., jak byłam mała, wierzyłam w to, co się stało, że była taka para itd., ale to tylko fikcja. Jednak, kiedy ogląda się ten film, trudno przywołać do siebie myśl, że to fikcja, że to tylko film - wielokrotnie próbowałam sobie to tłumaczyć wczoraj na filmie (i za każdym razem), ale fabuła i historia, mają w sobie siłę przebicia, że w chwili oglądania filmu, nie potrafię dopuścić do siebie tego, że to tylko film.
,,MOje odczucia są takie ze ona umiera i że Ci wszyscy współpasażerowie na nią czekają :)''
Moje dokładnie takie same. (Nawiązują do tego co napisałam w wątku 12-13. XI. Przeczytajcie sobie. Ona umiera w tym łożu i do nich dołącza w ,,wodzie''
,,Ja myślę, że Rose nie kochała swojego mężą jak Jack'a. I sądzę, że pamiętała jego twarz do końca życia. A co do tego momentu gdzie ona jako staruszka leży w łóżku i śni, to myślę, że ona umiera i tak jakby spotyka się z ukochanym w niebie. I pokazują te zdjęcia jako dowód, że Rose przez całe swoje życie myślała o Jack'u. I spełniły się jego słowa...''-to to
A ja myślę, że gdyby Rose istniała, to kchałaby swojego męża bardziej niż Jacka. Z mężem była przez całe życie, a Jackiem zaledwie kilka dni... Nawt ogromne zauroczenie zapomina się po tylu latach, gdy pozna się nowa osobę, zawsze tak jest...
Napewno nie . Jak on by sie miał czuć gdyby się dowiedział że ona kochała kogoś innego? Wolała to przemilczeć i wróciła do tego po ok.84 latach :) Tak jak to ona ujęła "serce kobiety jest jak głebia oceanu" [czy cos w tym stylu :D]
Rose nigdy nie zapomniała o Jacku zawsze go kochała przecież powiedziała na końcu że on uratował jej życie i zmienił jej życie.Żałowała że nie miała jego zdjęcia.
Ona miała własne życie, bez Jacka... miała męża, dzieci, wnuki. Być może czasem go wspomniała, ale na pewno nie myślałaby o nim bez przerwy, bo znała go zaledwie 3 dni... czyli tyle co nic... 3 dni ze 100 lat życia:) poza tym, ta dyskusja jest bez sensu, coś takiego jak dalsze przeżcia Rose nie istnieje, bo ona sama również nie istniała!
Popieram, przy tej piosence po prostu wymiękam ;>> łzy same suną sie do oczu ;PPP
Hmm... co mi się podoba w titanicu? ...wszystko chyba oprócz matki Rose heh ;DDD
gdy Rose wyskakuję z łodzi, Jack i Rose biegną sobie w objęcia.
Kiedy statek tonie, orkiestra gra a pasażerowie czują nadchodzącą śmierć.
Rose odkrywa, że jej ukochany nie żyję.
Sen Rose.
Ona miała własne życie, bez Jacka... miała męża, dzieci, wnuki. Być może czasem go wspomniała, ale na pewno nie myślałaby o nim bez przerwy, bo znała go zaledwie 3 dni... czyli tyle co nic... 3 dni ze 100 lat życia:) poza tym, ta dyskusja jest bez sensu, coś takiego jak dalsze przeżcia Rose nie istnieje, bo ona sama również nie istniała!
ok ja rozumiem, że ona nie istniała... Chciałam tylko zauważyć jedną rzecz: Jack mówi Rose, że mieszkał w stanie Wisconsin koło Chippewa Falls. Rose zamieszkała w Cedar Rapids zgadnijcie w jakim stanie? hmmm dziwny zbieg okoliczności w scenariuszu?
mam dużo momentów w których płaczę, ale takie najbardziej to :
jak Rose wyskakuje z łodzi i biegnie do Jacka,
Śmierć Jacka,
Rose z gwizdkiem.