"Tlen" to obraz dosyć pomysłowy, projekt w zamierzeniach nawet ambitny.
Choć początek jest bardzo obiecujący, później robi się niestety coraz
gorzej. Audiowizualny majstersztyk zamienia się w pseudoartystyczny bełkot
o wszystkim i o niczym, inteligentna refleksja zamienia się w nachalnie
podawane truizmy. Irytuje brak konsekwencji, który w sumie niszczy cały
obraz. Świetne, subtelne zdjęcia chwilami zastępuje zwykłe,niepotrzebne
efekciarstwo. Aktorzy jednak stanęli na wysokości zadania, w szczególności
muza Davida Lyncha.
mam w 100% takie same odczucia. Ten pierwszy track mnie oczarował i od razu wzbudził we mnie nadzieje na film z wykopem, taki który po prostu swoją energią kopie ci w twarz. Ale niestety póżniej, tak jak mówisz, zrobiła się z tego pseudo głęboka paplanina i nawet nie chodzi mi o to jakie tematy były poruszane, ale o to że reżyser specjalnie zaczął miszmaszować kwestie w taki sposób że widz przestawał się zastanawiać co słyszy i od razu je połykał biorąc za superpoetyckie mądrości. dla mnie to wygląda troche tak jakby ktoś podał nam drogie wykwintne jedzenie, a następnie zmiksował i zrobił to samo z tanim budkowym żarciem mówiąc że to to samo. oczywiście całość ładnie zapakowana w naprawde super ujecia i ciekawa muzyke. tak na marginesie, czujecie jak podobny stylistycznie i ogólnie ideologicznie (chodzi mi o ulirycznienie podwórkowej rzeczywistości) jest "tlen" do "wojny polski-ruskiej" ???
Przyznaje rację. Miałem ogromne nadzieje przed seansem. Początek wyborny, palce lizać. Po pierwszych scenach i tłumaczeniu, że w każdym jest dwóch tancerzy byłem w zachwycony. Później brnięcie w coś, co zrozumiałe chyba jest tylko dla twórców. Sformułowanie "pseudoartystyczny bełkot" oddaje chyba w 100%, to co się dzieje. Sposób wizualnego przedstawienia zaczyna męczyć po pewnym czasie. Przypominało mi to momentami sceny w Requiem dla Snu, gdy bohaterowie ćpali (charakterystyczne szybkie cięcie i zmienianie się ujęć (oko->strzykawka->podgrzewanie itd.), ale tutaj prawie 80% było w podobnej formie. Dodatkowo odnośnie treści, tekst Gruszki o narkotykach (dokładnie trawce) w Polsce zwalił mnie z fotela w kinie, kompletne głupoty. Oglądając film człowiek się cały czas zastanawia, czy ta scena ma jakiś sens, czy jest to tylko zwykła nic nie wnoszącą scenka. Ogólnie wrażenie jest takie, że reżyser chciał powiedzieć za dużo, i albo się pogubił w tym wszystkim, co chciał przekazać, albo zrobił to w sposób, gdzie jeden seans nie jest w stanie naprowadzić człowieka nawet na 50% treści zawartej w nim. Jednocześnie rodzi się jakieś dziwne przekonanie, że film nic nie miał do powiedzenia i był tylko zbiorem jakiś dziwnie przedstawionych i wypowiedzianych rozważań. Po seansie miałem uczucie podobne jak po obejrzeniu Źródła. Silne wrażenia wizualne, ale kiepsko z treścią.
Film nie jest magiczny w mojej ocenie. Jest męczący, po godzinie miałem dość, albo chociaż 10 minut przerwy by się przydało. Niby nowatorski, ale niezrozumiały. 6/10
"Tlen" i tu musze napisac ze film kompletnie zakręcony, właściwie nie wiem czy film to dobre określenie, to jak zbiór teledysków które przeplata jedna historia, ciekawy o tyle, że to film rosyjski o Rosji właśnie, a raczej o młodych ludziach którzy chcę żyć, oddychać i szukają czegoś, w sumie nie wiadomo to czego, bo są i narkotyki i przemoc, i namiętności i jakiś taki głód czegoś więcej, przez film przewija sie tez motyw Boga, miłości, szaleństwa. Kino raczej eksperymentalne, dużo muzyki, trochę kiczowatości, ale obejrzeć się da. Nie zachwyca ale i nie zniechęca, początek fajny potem niestety równia pochyła
Rozumiem Wasze obiekcje, bo rzeczywiście w pewnym momencie można się pogubić, ja jednak nie sądzę, by był to "pseudoartystyczny bełkot". Film - wbrew pozorom - jest spójny. Nicią przewodnią wszystkich "tracków" jest Chrystusowe Kazanie na Górze, które jest po kolei, niemal zdanie po zdaniu dekonstruowane i poddane swoistej analizie. Co więcej, dzieje się to według tego samego schematu, jakiego użył sam Jezus omawiając w tymże kazaniu prawo Izraela (w istocie Dekalog). Jest to schemat "teza - antyteza": "Słyszeliście, że powiedziano... A ja Wam powiadam". Bardzo pomysłowy i ciekawy zabieg, który pozwala nam na nowo (albo po raz pierwszy!) zastanowić się nad sensem tych słów. Podobało mi się też to, że odpowiedź na pytanie o to, co najważniejsze, o tytułowy "tlen", bez którego żyć nie można - że ta odpowiedź została ledwie zasugerowana, ale nie zaprezentowana wprost jako jedynie słuszna. Bo to każdy sam musi sobie zadać to pytanie. Niby banalne, jeśli się wypowie je na głos, ale czy tak naprawdę każdy wie jak sobie na nie odpowiedzieć? Jeśli do tego dodać jeszcze odważną i porywającą formę, to film ocenić można przynajmniej jako "dobry". Ale rozumiem, że może się nie podobać.
Pierwsza połowa - rewelacja!
Druga połowa - banał.
Twoja ocena jest więc częściowo uzasadniona. Mimo wszystko warto jednak obejrzeć nawet dla samej konwencji.
Dobrze to ująłeś/aś. Lubię Karolinę Gruszkę, ale momentami trudno było mi to oglądać... Czasami to wszystko jest zbyt banalne.