Ogólnie jestem bardzo zadowolony z filmu, nie dłużył mi się, był zaskakująco zabawny kiedy powinien być (poza jednym przypadkiem) i bardzo cieszył oko.
Straszny zbytnio nie był, napięcie też takie sobie, ale poza tym i ta dziwną piosenka dodana gdy trędowaty rzyga na Eddiego (to było okropne, ani zabawne, ani nic, zupełnie mnie to wybiło z filmu aż się skrzywiłem) to godna kontynuacja i zamknięcie opowieści Loserów. Zaskoczył mnie tylko pocałunek Beverly i Bena, byłem pewien że spikną się z Billem a Ben zostanie we friendzonie.
Film trochę stracił wg mnie poprzez przeniesienie perspektywy z oczu dzieci na dorosłych, no ale to było nieuniknione.
Jedna rzecz mi się jednocześnie podoba i wprowadza w zakłopotanie. Obsada jest świetna, najlepsza jaka widziałem. Dorośli bardzo wiernie przypominają ich młodsze ja sprzed 27 lat, widać po nich i czuć, że to są te same osoby... co jednocześnie mnie trochę martwi. Ludzie kolo 40-stki a nadal żartują i twojej starej i jej dymaniu. Tyczy się to zwłaszcza Ritchiego. W ogóle nie ewoluowali przez te 27 lat.
Tylko moje trzy grosze, ogólnie uważam obydwie części filmu za świetny, pięciogodzinny epik, przywołujący wszystkie miłe wspomnienia z opowieści typu Goonies, tyle że rated R.