Nie będę ujmował "Tożsamość Bourne'a" przynależności do gatunku "film akcji". Nie po to zakładam ten temat. Chciałem jednak zwrócić uwagę jak bardzo komediowy jest ten film. Po części zamierzenie, a po części niestety nie.
Wyliczę momenty i postaci które mnie rozbawiły:
-Bourne zatrzymany przez policję w 5 sekund rozkłada ich na łopatki, po czym sam robi głupią minę, zaskoczony własną reakcją.
-Wyfarbowany na blond killer wbija do mieszkania i z groźną miną gwiazdy heavy metalu przyjmuje kolejne ciosy. Gdy już łamią mu rękę i nogę, nadal wstaje niczym zombiak, by wykonać szaleńczy skok przez okno.
-Nykwana Wombosi jest przekomiczny: nagranie jego przemówienia każe nam myśleć o nim jak o zwykłym, mentalnym dresiarzu, lecz fragmenty życia udowadniają, iż to prawdziwy gangster. Gdy się wścieka każdy usuwa mu się z drogi, a po mieszkaniu przechadza się z pistoletem.
-Marie zdobywa informacje z hotelu, bez potrzeby ich wykradania (to akurat miało wiało wywołać rechot publiczności, więc punkt dla reżysera).
-Clive Owen jako wiecznie zamyślony, bezlitosny morderca. Trochę parodia Wiktora Czyściciela z "Nikity". Żeby był straszniejszy, pojawia się jeszcze znikąd jak Batman.
-Latanie na zwłokach, niczym czarownica na miotle? Czemu nie. W końcu finał potrzebował czegoś szalonego.
Do tych wszystkich scen trzymających nas w błogim nastroju warto dodać, że fajną chemię uzyskano między parą głównych bohaterów. Jason i Marie są jak para nastolatków podróżująca po Europie w poszukiwaniu przygód. Uroczo się do siebie uśmiechają, są niepozorni, a ich pierwszy pocałunek będzie równocześnie namiętny, i niewinny. Gdyby nie ścigający ich płatni zabójcy zobaczylibyśmy słodką komedię romantyczną. Więc, jakkolwiek to dziwnie nie zabrzmi, polecam "Tożsamość Bourne'a" przede wszystkim jako film na wieczór, dla zakochanych.