To rozumiem była metafora "skoku w bok na mieście"? Hm, film udowadnia po prostu że realnym problemem są poniedziałki i mus pójścia do roboty zamiast śpiewania, nagrywania płyt i jazdy na rowerze wokół globu. To zabija miłość, brak realizacji pasji osobistych.
Pomidory to istotna scena, nie ważne kiedy zostały zasądzone, zawsze jest szansa, że mogą wzejść, podobnie ze związkiem, nigdy nie jest za poźno żeby go uratować. Druga istotną sprawą to fakt że ta para była w stanie bezinteresownie pomóc nawet temu pijakowi. Jeśli jesteś dobry dla innych ludzi, stać cię pomimo zmęczenia na wykrzesanie pomocy dla kogoś obcego, to możesz też pomóc sobie, uratować związek bo ten wymaga zawsze poświęceń tak jak pomóc bliźniemu. Nawet jeśli to beznadziejny przypadek, prawie tak beznadziejny jak ten upadający związek.