I po raz kolejny sprawdza sie powiedzenie...kobieta jest jak dobre wino, im strasza tym lepsza....Zgadzam sie z autorem recencji "Kino', jestem pewna że gdyby zrobiono ankiete, z jakim aktorem/aktorką +50 byśmy poszli do łóżka odpowiedź by była tylko jedna - MERYL. Zreszta uroda i seksapil Pani Streep jest tu tylko dodatkiem, liczy się jej gra. Ona jest taka prawdziwa i realistyczna, w roli która odgrywa, że zastanawiam się czy Meryl to nie Jane....Mimo wieku, bo przeciez bohaterka jest kobieta bardzo dojrzałą, w momencie kiedy przeżywa w swoim życiu miłośc, romans, znowu staje się dwudziestoletnią dziewczyną. Jest nieodpowiedzialna i irytująca w swoich działaniach (romans z 2 mężczyznami - byłym mężem oraz architektem), jednak jej zachowanie o dziwo nas nie drażni, wręcz przeciwnie w duchu kibicujemy ewentualnemu wybrankowi jej serca....
Obsadzenie tria Streep-Baldwin-Martin w głównych rolach to strzał w dziesiątke. Baldwin (nieważne ile osób skrytykuje przyrost jego tkanki tłuszczowej, uważam że wraz z wzrostem jego wagi, nastąpił również wzrost jego talentu aktorskiego czego przykładem mogą być role w Coolerze i Rockefeller Plaza 30), oraz Steve Martin, naczelny komik Hollywood, który jak nie w komediach, to gra....w komediach ;-) w założeniu, mieli być chyba tylko dodatkiem, biżuterią, błyskotką do Meryl....w rzeczywistości świetnie ją uzupełniają.
To już chyba naturalne, że w każdym filmie, w którym zagra Meryl, nie ważne jest czy jest to rola pierwszoplanowa, drugo, czy jeszcze dalszego planu, ba! nawet epizod.....i tak piszemy i mówimy tylko o niej....Bo ona jest tylko jedna, jedyna....niezastąpiona....BOGINI SREBNEGO EKRANU.....