No właśnie...coś w tym jest...film mi się podobał, ale nie będę piała z zachwytu. A gatunek określiłabym raczej jako komediodramat - miejscami śmieszny, ale jednak w większości pokazywał po prostu dramaty ludzi po rozwodach...

Niestety muszę się zgodzić z twoja opinią. Spodziewałam się jeszcze czegoś dobrego w tym filmie oprócz doskonałej gry Meryl (której byłam pewna), ale zawiodłam się. Ja znowu upatruje winy w złej grze (doborze)niektórych aktorów. W tym filmie w sumie grała tylko Meryl no i bardzo podobał mi się A. Baldwin, oboje grali na luzie. Ich dzieci były bardziej sztywne niż ich rodzice! Wypadli blado na tle głównej pary, grali sztucznie przez co film stracił swój urok. Martin też się nie popisał. Za to humor świetny to trzeba przyznać, uśmiałam się. W sumie nie dziwie się, że większość aktorów boi się grać ze Streep, bo wtedy naprawdę widać jakimi są aktorami ci tutaj nie wypadli najlepiej.

Akurat te dzieciaki to moi zdaniem rozpieszczone bachory w Hollywood... Niestety to widac, bo zadne z nich nie jest prawdziwym aktorem, a koneksje robia swoje :/
Ja jestem tylko zawiedziona gra Martina, po nim spodziewalam sie czegos wiecej, ale i charakter jaki gral nie dal mu zbyt wielich mozliwosci niestety... Poza tym wszytsko na najwiekszym poziomie ")