Podkreślam słowo "zabawić", bo mimo kilku znakomitych momentów za dużo tu odgrywania zamiast wczucia w rolę (to tylko moje zdanie). Jest kilka trafionych scen, idealnych dla westernu i dla męskiego kina. Ale używając pewnego skojarzenia, testosteron, który tu się pojawia jest zbyt nachalny, jakby na siłę lansowany. Mam na myśli grę aktorską (niestety w przypadku lubianych przeze mnie Eliotta, Russella czy Paxtona) i sztuczne w wielu momentach wypowiadanie kwestii. To bardziej zabawa w kowbojów niż bycie nimi w tym aktorskim aspekcie oczywiście. Nie twierdzę jednak na koniec, że nie ma tam dobrych aktorskich momentów. Val Kilmer, Pacuła i Biehn nie grali a wręcz byli na swoim miejscu w odpowiednim klimacie. Poza tym zdjęcia i scenariusz także na plus. Warto zobaczyć dla kilku świetnych scen i niektórych dialogów ale nie jest to arcydzieło gatunku.