Bill wychodzi z więzienia, gdzie siedział 18 lat za morderstwo ojca popełnione w wieku 13
lat. Nie ma nikogo, nie potrafi odnaleść się w życiu, czuje się samotny i zaszczuty przez
otoczenie (brukowce już piszą o jego wyjściu na wolność). Trochę uporu, lub wręcz
nachalności, sprawia jednak, że nawiązuje znajomość z pewną ... ekhm... tancerką (zawód
tej pani jest nieco dwuznaczny). No i w ten oto sposób wplątuje się w morderstwo. Para
bohaterów ucieka więc czym prędzej w siną dal i udaje małżeństw.
Kinem noir to ja bym tego chyba nie nazwał, choć pewne elementy można tu dostrzec.
Fabuła jest tu wciągająca, choć niestety jest w niej kilka drobnych zgrzytów, czegoś chyba
nie zakumałem. Tak czy siak troszkę to naiwne i zakończenie jest zbyt proste. Ale po za tym
jest całkiem dobrze. Realizacja nie kuleje, obsada przekonuje (Steve Cochran to całkiem
zacny, choć nieznany gość, Ruth Roman charyzmy też nie brak i nawet jest skąd kojarzyć
jej buzię).
Ogólnie warto rzucić okiem, to ciekawy film, choć mogło by być lepiej.