Ten film ratują tylko Robert Carlyle i David Suchet. Straszliwie rozlany, dłużący się i nużący. W scenach wzruszających i rozdzierających serce wybuchałam śmiechem – głównie przez miks napięcia, wymiany spojrzeń i muzyki. Buk mi świadkiem, że ten motyw "aaabisyyyniaaaa" będzie mi się śnił w koszmarach. Za duże parcie na zagładę. Końcówka przy tamie, ta wymiana spojrzeń, te przepychanki słowne, kto powinien pójść, a kto zostać, no naprawdę.
Szkoda, bo obsada świetna. Obejrzałam dla Roba – i nie żałuję, bo zagrał bardzo dobrze. Gdyby nie on, pewnie wyłączyłabym po 20 minutach.
PS Temat-rzeka (eeeheheh) to tłumaczenie tytułu. Już i tak film na siłę wciska napięcie jak Baba Jaga Jasiowi żarcie, ale musieli w Polsce dołożyć jeszcze więcej katastrofizmu.