Wierzę, że intymność i emocjonalny ekshibicjonizm są piękne, jeśli zachodzą między dwoma osobami. Pełne miłości, troski, oddania, bezbronności.
Natomiast tutaj wszystko, co najpiękniejsze w byciu sam na sam z drugą osobą jest wręcz wyrzygane na ekran. To nie tak, że widzimy w tym filmie siebie i drugą osobę, bo doskonale przecież wiemy, że każda taka relacja jest naprawdę wyjątkowa.
Widzimy nagość, masturbację, relacje z drugą osobą, wszystko rzucone na pożarcie widowni. Wszystkie piękne rzeczy otwarte dla innych ludzi, którzy mogą w każdej chwili zajrzeć, skrytykować, może nawet zrozumieć, ale nie wierzę, że poczuć.
Zamysł filmu jest w porządku, pada w nim kilka ważnych kwestii i zdań, tylko po co te sytuacje się dzieją na ekranie?
Dla mnie ta produkcja jest obrzydliwa. Takie emocjonalne porno. A każdy chyba wie, że porno i emocje się nie łączą.
No cóż, tak to jest ze sztuką - każdy odbiera ją inaczej. Dla mnie ten film zawiera niezwykle ważne przesłanie: tolerancji, akceptacji inności, dania prawa do bliskości, intymności każdemu, pokazanie, że nagie ciało to nie tabu. Taka mała terapia.
"Widzimy nagość, masturbację, relacje z drugą osobą, wszystko rzucone na pożarcie widowni" - mogę prosić żebyś rozwinęła ten fragment? Bo nie czaję... Twoim zdaniem to wszystko pokazane jest w tym filmie tak, żeby... podniecić widza? Sprawić mu jakąś perwersyjną przyjemność? Co znaczy to "pożarcie"?
Oznacza to, że widz może bezpardonowo wkroczyć do świata tejze intymności i zrobić z nią co chce, tj. może ją skrytykować, może pochwalić, może się przyjrzeć, widzi jej każdy, nawet najmniejszy aspekt. Jest intruzem dla intymności.