Transformers to seria, która podzieliła wielu pasjonatów kinematografii. Jedni zarzucają serii zbytnią infantylność i epatowanie patetycznym tonem wychwalającym wielkość Stanów Zjednoczonych z obowiązkowo powiewającą na wietrze flagą w tle. Filmowe zmagania Autobotów i Decepticonów pochodzących z planety Cybertron w założeniu miały być kinem rozrywkowym, śmieszącym a jednocześnie pełnym efektów specjalnych i zapierających dech w piersiach walk robotów. Fabuła to jedynie pretekst do pokazania w akcji ton stali i hektolitrów oleju. Na tym poletku Transformers odwala kawał dobrej roboty. Po bardzo obiecującym debiucie pierwszej części [dochód wyniósł ponad 709 milionów dolarów!], kwestią czasu było nakręcenie drugiej części, jednak zawiodła ona na całej linii. Kontynuacji zarzucano brak spójności fabuły, płytkie postaci drugoplanowe, czerstwy humor i przepakowanie sentymentalnymi scenami. Finansowo pobito rekord poprzednika, sequel zarobił „tylko” 836 milionów dolarów, jednak niesmak pozostał. Niesmak i obawa, czy Michael Bay wyciągnie wnioski i stanie na wysokości zadania, serwując pełnowartościowy produkt, a nie 120 minutowy pokaz CGI z żenująco słabymi dialogami.
Michael nie tylko stanął na wysokości zadania, ale znacznie przekroczył moje oczekiwania co do kierunku, w jakim popchnięta została seria. Wieńcząca trylogię trzecia część to wisienka na torcie zbierająca najlepsze elementy poprzedników wymieszana ze zgrabnie skonstruowaną fabułą i dobrze zarysowanymi rolami. Na pochwałę zasługuje nowa dziewczyna głównego bohatera(Rosie Huntington-Whiteley), bywały momenty, że grała bardzo sztucznie, jednak nie była tak denerwująca jak Megan Fox w drugiej części. Ogromny plus dla Alana Tudyk’a, którego wprost uwielbiam, a który zagrał lekką i bardzo humorystyczną postać Dutch’a. John Torturro zbzikowany jak zawsze, jednak nie szalał tak jak w Revenge of the Fallen, gdzie wydawało mi się, że chciał skraść film swoją postacią. McDreamy aka Patrick Dempsey pasował do swojej roli, choć jego nieskalana wysiłkiem twarz mogła wydawać się nie na miejscu.
Postaram się, by ta mini-recenzja była wolna od spojlerów, jednak pozwolę sobie zahaczyć o to, co możemy zobaczyć na trailerach.
20 lipca 1969 rok – Neil Armstrong i Buzz Aldrin wyruszają w misję Apollo 11, mającej na celu zbadanie księżyca. Po wypowiedzeniu słynnych już dla ludzkości słów, kontakt urywa się na 21 minut. W tym czasie kosmonauci dokonują nieprawdopodobnego odkrycia, odnajdują bowiem pochodzącą z Cybertronu Arkę. Jak to zwykle bywa, cała sytuacja zostaje zatuszowana i tylko nieliczni znają całą prawdę o tamtym zdarzeniu. Przenosimy się do czasów współczesnych. Dwukrotny obrońca świata, Sam Witwicky (Shia LaBeouf), ma nie lada problem - Polski rzekłbym – po ukończeniu studiów ma problem ze znalezieniem pracy. Oparcie odnajduje w swojej nowej dziewczynie, nieziemsko pięknej Carly Miller. Nic nie trwa wiecznie i po serii niepowodzeń, nasz ziemski bohater dostaje pracę, która nie jest szczytem jego marzeń, ale pełen determinacji zaczyna swoją karierę. Sielanka nie trwa długo, bowiem podczas gry Autoboty wraz z jednostką specjalną NEST starają się utrzymać porządek na planecie, podstępne Decepticony wcielają w życie swój szalony plan odzyskania władzy.
Świat przedstawiony w trzeciej części jest mroczny i brudny. Zrujnowane Chicago wygląda fenomenalnie, a Decepticony nie wahają się użyć śmiercionośnych broni przeciwko ludziom, którzy giną [nowość w serii] dziesiątkami. Nowe postaci, a w szczególności Shockwave idealnie wpasowują się w stworzone przez Bay’a uniwersum. Dark of the Moon to zupełnie nowa jakość świata Transformerów. Nastoletni humor rodem z American Pie został ograniczony do niezbędnego minimum, a scenarzysta, Ehren Kruger(tym razem bez Alexa Kurtzman’a i Roberta Orci’ego), odwalił kawał dobrej roboty. Dwie pierwsze części oglądało się dla samych robotów, a fabuła była tłem dla dziejącej się akcji. W trzeciej odsłonie jest zupełnie odwrotnie. To fabuła, choćby nie wiem jak naciągana ale zawierające niezły twist, nakręca film, a starcie tytanów mechaniki to zaledwie dopełnienie całości.
Film można podzielić na dwie części. Pierwsza to domena scenarzysty, który powoli, acz bardzo dokładnie przedstawia warstwę fabularną, wprowadza nowe postaci i relacje między nimi zachodzące. Tą część filmu charakteryzuje spokojne tempo rozgrywanej akcji, jednak dzięki temu zabiegowi TF3 zyskuje na realizmie. Nie napiszę, że film jest głęboki i zmuszający do refleksji, bo tak nie jest, jednak w pewnym ustalonym przez kanon filmów rozrywkowych kodeksie, sposób przedstawienia świata zasługuje na pewne wyróżnienie.
Druga część filmu to już pole do popisu dla Michaela Bay’a. Wybuch na wybuchu, latające po ekranie samochody, pościgi, walące się budynki – jest wszystko. Ostatnie sceny to istny majstersztyk efektów, efekciarstwa i patetyzmu [tej literackiej, nie tej spektakularnej]. Tempo nie zwalnia nawet na sekundę i po chwili zapomina się o tych jakże uciążliwych okularach 3D. Oh, zapomniałbym – TF3 jest w 3D. Ale chwila, panowie, siadajcie, nie wychodźcie jeszcze! Po głębszym zastanowieniu sam nie wiem co myśleć, czy:
A) 3D było bardzo subtelne, acz częste i dlatego go nie zauważałem
B) 3D nie polegało na lecących w nas przedmiotach, tylko na powiększeniu głębi odbieranego obrazu
Stawiałbym na obie opcje. Zbliżenia na sylwetki Autobotów czy też Decepticonów budziły respekt, głównie przez wrażenie głębi obrazu. Nie jest to kolejny tytuł, który skrótem 3D ma przyciągnąć większą publikę, zapomnijcie więc o Thorze czy Starciu Tytanów, to nie ta liga – z korzyścią dla TF3. Nie posiadam telewizora z opcją 3D, jednak kiedy tylko pojawi się wersja na niebieskim ryju będę pierwszym w kolejce po swoją kopię. Może bluźnię, ale mam nadzieję, że jakością obrazu TF3 przegoni mój niedościgniony do tej pory ideał, czyli Mrocznego Rycerza.
Minusy? Znajdzie się kilka. Przede wszystkim największym zaskoczeniem była słaba rola Johna Malkovich’a. CO!? Tak, tak. Malkovich zagrał co najwyżej dobrze. Może to wina słabo napisanej roli i małej ilości scen, ale wypadł bardzo blado i bezdusznie. Drugim był na pewno bolący od siedzenia tyłek, film trwa 154 minuty. Z jednej strony chciałoby się więcej, ale z drugiej strony oczy, uszy oraz pęcherz zaczynają domagać się przerwy. Następnym mankamentem był niedosyt Autobotów. W Dark of the Moon znacznie częściej widywaliśmy facjaty Decepticonów, więc fani Ironhide’a czy Optimusa mieli dużo mniej okazji by ujrzeć ich ruchome facjaty. Irytowały niektóre sceny, które miały powodować uśmiech na twarzy widza, a powodowały tylko zażenowanie, np. urywane w połowie przekleństwa [PG13], czy seks-pogadanki. Małe robociki były niezwykle upierdliwe, więc o tyle dobrze, że ograniczono ich występy do zaledwie epizodycznych ról.
Warto wydać ~20 zł na bilet? Moim zdaniem warto. Jeśli przymkniemy oko na patetyczność i wszędobylską flagę, zdamy sobie sprawę, że to kino rozrywkowe z ratingiem PG13 i damy się porwać scenarzyście, by później zostać zdewastowanymi przez przytłaczającą z każdej strony akcję w stylu Bay’a – wyjdziemy więcej niż zadowoleni. Bay wie co to spektakularność. Obok skomplikowania Nolana, wizji Camerona i geniuszu Aronofskiego, to właśnie Bay, od momentu wypuszczenia Twierdzy czy Bad Boys’ów zawsze dostarcza mi to, czego mi brakowało do uzupełnienia reszty panów – niczym nieskrępowaną rozpierduchę okraszoną świetnym montażem, chwytającą za serce muzyką, wypalającymi gałki oczne efektami i gwarancją najwyższej jakości dźwięku i obrazu. I’m lovin’ it.
I to jest recenzja na bardzo wysokim poziomie. Zgadzam się z nią w 100% i tak samo jak autor polecam film. A przecież ~20 zł za bilet to nie jest majątek.
Koleś co ty za głuty piszesz!!! To jest najgorsza cześć ze wszytkich!!!
Wisienka??? to jest pleśń!!!
3D są 3x rodzaje:
3D steroskopowe - efekt zwykły 3D czyli 3D do sirodka i pare żeczy wychodzi z ekranu - obraz bardzo ciemny i kolory nienaturalne
3D polaryzacyjne - efekt zwykły 3D czyli 3D do sirodka i pare żeczy wychodzi z ekranu
3D IMAX kamerami oczywiście IMAX - efek spektakularny 3D czyli całe otoczeni jest dokoła wszytko jest tryjwymiarowe
Ja byłem na IMAX film ten, nie był kręcony kamerami IMAX co dało się odczuć.
Rosie Huntington-Whiteley jedynie nadymała usta i nic więcej Megan Fox to baba z jajami, a nie jakiś aniołek z Victori Secret
hmm...jestem wielkim pasjonatem transformersow ale film byl na niskim poziomie....9 autobotow vs 200 decepticonow-.-to jak autoboty sa takie dobre to czemu przegrali wojne na cybertronie???i final filmu byl slaby juz zemscie byl lepszy...powinno zginac wiecej autobotow..a i jeszcze sentinel wygral z optimusem megatron wygral z sentinelem i na koncu optimus wygral z megatronem jedna reka bez problemu-.-i sam zabijajacy starscreama wtf??ale i tak najgorsza postacia filmu byl megatron totalny laps wogole inny robot niz w pierwszej czesci...postac shockwava myslalem ze pokaze na co go stac a nie tylko stal i sie patrzyl...a niescislosci w filmie jest tyle ze niechce mi sie o tym pisac...tyle odemnie.
No cóż, w mojej okolicy nie ma IMAX'a, więc byłem na "zwykłym 3D". Jeśli już twierdzisz, że "pleśń" to może napisz dlaczego tak uważasz, zamiast robić wykład na temat 3D, który zwykły Kowalski przeczyta i zapomni. Każdy ma prawo do swojego zdania, jednak uważam, że trzeba je rozwinąć, a nie mówić, że coś jest "be" bo ja tak uważam. Pozdrawiam.
Nazwałem tą cześć pleśnią bo to najgorsza cześć tej serii, a Pan powyżej napisał że to wisienka czyli najleprza, jeżeli byłeś na 3D w zwykłym kinie to fekt jest ten sam co na imaxie, na IMAX poprostu jest większy obraz i to wszytko różnica była by dopiero gdy byłby kręcony kamerami IMAX.
a tu przeklejam mój inny post:
IMAX - film NIE BYŁ KRECONY KAMERAMI IMAX :(!!! CZEMU!!! a na spotach reklamowych opisywali że najleprze doznania otrzymamy na IMAX - gówno prawda!!! film jest panoramiczny czyli są pasy na dole i na górze obraz jest lekko rozmazany. Wiec jak ktoś chciał oberzeć wkońcu film czystej krwi na IMAX jak AVATAR, to niech sobie da spokuj, takie efekty to ja mam w domu!!!
Zawiodłem się masakrycznie na tej cześci, a najbardziej brakiem Megan Fox. Bałem się że Rosie Huntington-Whiteley modelka z Victori Secret nie da rady i tak też się stało!!! Teksu to wogóle prawie jej nie dali i naszczęście!!! Mało ją pokazywali i co mnie nie dziwie jedynie to co robiła w tym filmie to nadymała usta cały czas jak się tylko dało, że aż plastkiem powiewało, co mnie strasznie irytowało, to nie spot reklamowy Victori Secret tylko film!!!
A najleprzy hit był w tym, że po tych wszytkich akcjach kaskaderskich które robiła w SZPILKACH!!! przez cały czas, nawet obcasa nie złamała i buta nie zgibła, a w żakiecie żeby je nawet guzik się nie oderwał kompletnie nic, lekko ją przybrudzili że nawet nie było wydać że coś się takie z nią działo, pewnie się nie dała keehehe.
Ogólnie mało akcji w filmie dopiero końcówka coś się dzieje, ale bez szału, poprostu przyoszczędzili jak się dało na tej cześci. Bym jeszcze poruszył pare akcji które mnie bardzo zirytowały w tym filmie ale niechce zepsuć oglądania komuś filmu bo jest naprawde tyle niedociągnięć do których się można czepnąć że głowa mała, ja porostu siędziałem i się śmiałem z tych przeoczeń.
A tak wogóle czy Decepticony ogladają TV??? żeby twarze miały Predatorów albo Ajnsztajna.
Człowiek się chwyta za głowe z politowaniem, brak pomysłów na roboty?
Mateusz - fajna recenzja. Ze wstępem się zgadzam całkowicie - chodzi o napierdzielające się superroboty a nie wybitną fabułę.
Nemezis - jak na osobę, która tyle wie o technice 3D powinieneś też wiedzieć, że RZECZY pisze się przez "RZ".
Zgadzam się, fabuła jest tu rzeczą drugorzędną, niektórzy nie mogą tego zrozumieć lub przeboleć, jednak trzeba zaznaczyć, że ten film fabułę ma i to całkiem niezłą jak na letnią superprodukcję, w końcu nie kręcili go pod oskary. Film pierwsza klasa, tylko trzeba wiedzieć kiedy ogląda się kino czysto rozrywkowe z pretensjonalną fabułą, a kiedy film dla którego fabuła jest najważniejsza i ma jakieś przesłanie.
A czy Animację miały fabułę ?? film jest na podstawie bajek a one miały gorszą fabułę niż filmy, a i tak są klasyką a ludzie za tym szaleli. Film jest robiony żeby się na nim dobrze bawić a nie żeby robić refleksje po obejrzeniu filmu... ja się na nim świetnie bawiłem, dla mnie nalepsza część ;D.