Transformers 3

Transformers: Dark of the Moon
2011
6,9 154 tys. ocen
6,9 10 1 154348
5,0 23 krytyków
Transformers 3
powrót do forum filmu Transformers 3

Po premierze 2 części i wywołaniu małego piekiełka na forum, obiecałem paru ludziom, że na trzecie Transy się już nie wybiorę. Dobrze, że nie dotrzymałem tej obietnicy... To po prostu niezłe kino rozrywkowe. Chyba pierwsze, które Bayowi wyszło. Efekty są naprawdę znakomite – od początkowej bitwy w kosmosie, poprzez wyścig na autostradzie, walki robotów, na rozpiżdżu miasta kończąc. Dzieje się dużo, ale nie ma przesytu.
Zyskała dużo efektowność, ujęcia są dłuższe (nawet pojawi się coś w stylu „Ludzkich dzieci”, z kamerą wychodzącą przez okno pociągu na ulicę by ukazać tamtejszy chaos), bardziej zróżnicowane, a kadry szersze. Bitwa w kosmosie i płynne przejścia z ogromu statku do jego małej szczeliny, i na odwrót. Scena wypuszczenia rakiety z orbity na ziemię, i gigantyczny zoom za nią. Pościg autostradą i pocisk lecący w Bumblebee z Samem w środku, który rozkłada się by jej uniknąć, przez co Sam wylatuje w powietrze, leci nad rakietami, częściami aut, a Bumble za nim go osłania, jeszcze łapie w powietrzu i wracając do wyglądu samochodu, schowa Sama do wnętrza siebie (...?!) – wszystko w tak gigantycznym slot motion, że idealnie widać każdy element całości, i można się nim zachwycić oraz rozkoszować w pełni. Dalej mielenie budynku, lot drużyny nad miastem (hmmm...), pojedynki...

Co mnie zaskoczyło, to większa rola ludzi w tym filmie – w poprzednich częściach były mrówkami, które nic robotom zrobić nie mogą, i tylko latają gdzieś na dole, krzycząc. Jednym słowem – przeszkadzały, a zapamiętałem ich tylko ze względu na sympatyczne mordki (Josh Duhamel, Tyrese Gibson). Teraz działają w grupie, kamera towarzyszy głównie im (w ogóle akcja jest przeważnie pokazywana z poziomu gleby), i teraz się okazuje, że jak się zbiorą i w 10 osób pomęczą się nad jednym autobotem, to mogą nawet wygrać...

Co się tyczy samych robotów – nie ma ich dużo, ale ogólnie to zyskały na charakterze. Teraz przynajmniej jak pojawi się jakiś nowy mechaniczny bohater to miałem pewność, że faktycznie pojawia się pierwszy raz, a nie „chyba już go widziałem...”. Ich twarze zyskały na szczegółach, dzięki czemu mogę uwierzyć, że faktycznie tam u góry mają twarz. W czasie walki – bez problemu widać wszystkie szczegóły, kamera jest odpowiednio oddalona a roboty wyraźnie różnią się od siebie.

Co się tyczy nowej dziewczyny... Mam jedno spostrzeżenie jej dotyczące. Jej oglądanie bardzo mi przypomina wspinaczkę górskim szlakiem. W pewnym momencie zachce ci się zatrzymać, przysiąść, wyciągnąć kanapkę i zrobić przerwę, podziwiając otoczenie. Z reguły, dostrzeżesz też pewne dziwne zjawisko występujące w tamtejszym środowisku – zaczniesz się przypatrywać i zastanawiać: „Kiedy ta dziwna kobietka, która wdrapała się aż tutaj, zda sobie sprawę, że te klapki nie nadają się do wspinaczki, i cofnie się do schroniska?”. Podobnie jest w filmie Baya – dziewczyna lata w szpilkach non-stop. Wyskakuje z budynku, ślizga się, unika eksplozji, sufity się jej na łeb walą... Ale na koniec wyjdzie tylko trochę umorusana, obcasy całe... Ech.:(

Fabuła... Jest, całkiem porządna, nawala tylko narracja, przez co z trudem można zrozumieć tą historię. Ale to pryszcz, naprawdę – pomimo kilku dużych baboli fabularnych, jest w porządku... ale tylko technicznie. Pod względem emocji czy rozmachu jest już słabo. Niby świat jest zagrożony, i chodzi w ogóle o całą przyszłość rodzaju ludzkiego... Ale ja tego nie poczułem. Tydzień od seansu minął, a ja mam wrażenie, że wszystko tam było przyziemne. Może dlatego, że wszystko zostało sprowadzone do ratowania jakiejś modelki przez chłopaka, a te wszystkie portale to przy okazji...

Przez te błędy oraz brak większych emocji związanych z fabułą nie daję 7 oczek. Ale jednocześnie robię to z pewnym zwątpieniem, bo w sumie Bayowi się należy lepsza ocena. Poprawił 90% błędów, jakie popełnić przy okazji „Zemsty upadłych”, i zrobił kino rozrywkowe na niezłym poziomie. I jestem z tego powodu zadowolony.



6/10.

Plus niezły smaczek: parkour w wykonaniu Sama. Zaskakujące...