Transformers 3

Transformers: Dark of the Moon
2011
6,9 154 tys. ocen
6,9 10 1 154348
5,0 23 krytyków
Transformers 3
powrót do forum filmu Transformers 3

..i muszę powiedzieć, że film świetny, znakomity. Ci którzy mówią, że w nim jest za mało "akcji". To albo nie oglądali tego filmu, albo przed seansem coś brali, jarali.
8/10
Zdecydowanie polecam!

Fuxik12

Odnoszę wrażenie, że w ciągu ostatnich lat spadły drastycznie wymagania widzów wobec hollywoodzkich blockbusterów.

Czy nie jest tak, iż odkąd technologia komputerowa rozhulała się na dobre, większość reżyserów poczuła się zwolniona z potrzeby (obowiązku?) choćby przemycania jakichś intelektualnych treści? Nie zamierzam prawić tu mądrości na temat powrotu do kultury piktograficznej, ale fakt jest taki, że bombarduje się nas skrajnie zintensyfikowanym obrazem oraz dźwiękiem, i że dzieje się to kosztem wartości myślowych.

Weźmy aktualną, trzecią część „Transformersów”. Fabuły streszczać nie trzeba – wystarczy, że oglądało się poprzednie epizody. Choć pozornie stykamy się z nową formą zagrożenia, nieznanymi dotąd postaciami, świeżą scenerią i takimi tam pierdołami, w gruncie rzeczy wszystko odbywa się według jednego ustalonego sznytu. Mamy więc: 1. humorystyczny początek podany w sosie zwyczajnych życiowych problemów; 2. niebezpieczeństwo, które zostaje pozornie odparte; 3. Witwicky'ego odkrywającego w pojedynkę wielki spisek; 4. chwilę wielkiego załamania, kiedy zło wydaje się zwyciężać; 5. wreszcie heroiczny powrót Autobotów, ostatnie łubudu i happy end.

Oczywiście ze znakomitej ilości amerykańskich filmów dałoby się wydobyć s c h e m a t, ale w rzeczonym przypadku traktuje się widza... cóż... jak idiotę. Twórcy serwują banalną sekwencję fabularną, opakowaną w trójwymiarowe efekty, wielkie cycki, nazwiska, pseudoprzesłanie i ociekającą patosem muzykę; co więcej, składają to razem w tak misterny sposób, aby nieustannie cię stymulować, zatykać zmysły. Całość wydaje się wręcz utkana przez wytrawnego psychologa, który pociąga za sznurki i uruchamia w twoim mózgu właściwe synapsy; płyny się wydzielają, mieszają, przepływają, a ty siedzisz wygodnie ze zwierzęcym otępieniem na twarzy. To wielki eksperyment lub gra komputerowa, w której grasz rolę pionka i jeżeli autorzy postępują podobnie po raz trzeci, znajduję w tym jedynie złośliwą chciwość.

Nie zawsze tak było. Czy pamiętacie filmy jak „Wojna światów” oraz „Raport mniejszości”? To blockbustery wciąż względnie świeżej daty! Wspominam je, bo w swych epickich freskach Steven Spielberg potrafił zawsze skutecznie i nienachalnie przemycać treści intelektualne, równoważyć je doskonale z warstwą zmysłową. Oglądaliśmy fruwające statki, kosmitów, bijatykę, ale mieliśmy również, nad czym rozmyślać. „Czy można karać kogoś za coś, czego nie zrobił?” - „Przecież to zaprzeczenie samej istoty prawa”. „Czy wszystko jest na tyle zdeterminowane, że w ciągu przyczynowo-skutkowym nie może nastąpić wyłom w wyniku ingerencji ludzkiej woli?”. To niektóre pytania stawiane w „Raporcie mniejszości”, być może nie dość zadowalające dla akademików, niemniej posiadające niepodważalny ładunek myślowo-filozoficzny.

Inne filmy S-F to najlepszy punkt odniesienia dla „Transformersów” - idźmy więc dalej. Zarówno Steven Spielberg („AI: Sztuczna Inteligencja”), Ridley Scott („Obcy”, „Blade Runner”) czy James Cameron („Terminator 2”) lubili na przykładzie humanoidalnych maszyn/androidów podejmować problemat człowieczeństwa i dobrze im to wychodziło. Ostatecznie przez mózg odbiorcy przeciągał jakiś dreszcz myśli, a aktorzy nie musieli się za siebie wstydzić. Poza tym powyższe produkcje nie posiadały tej – że tak się wyrażę – tandetnej dynamiki obrazu i światła, nie operowały bezdusznie kamerą.

A o czym mówi się w „Transformersach”? „Kocham Cię”, „będziemy zawsze chronić ludzkość”, „nie zostawimy was” itd. Do tego należy doliczyć te zabawne dialogi i... temat zostaje wyczerpany. Mamy patetyczne gadki Optimusa oraz miłosne wyznania pani, która chyba pierze w Lenorze, bo w toku wojennej akcji jej koszulka pozostaje nieskazitelnie czysta, a usta - duże i rozchylone a la soft-porno. Dławię również w duszy żal za aktorów jak Malkovich, Torturro i McDormand – o ile rozumiem twórców pragnących podkręcić zyski znanymi nazwiskami, o tyle nie pojmuję samych tych aktorów, którzy świadomie angażują się w podobną papkę. Żadne honorarium tego nie usprawiedliwia.

Drogi widzu, wszyscy zasługujemy na kino rekreacyjne, ale odrobina myśli nie zmąci tobie rozrywki; jej brak natomiast nie rokuje dobrze na przyszłość, ponieważ przyzwyczajenie szybko staje się drugą naturą człowieka. „Aliens vs Predator 2", „2012”, [przeładowana] „Incepcja”, „Bitwa o Los Angeles”, „Transformers 3” tworzą ciąg jakichś fatalnych produkcji, które udowadniają, że hollywoodzcy producenci są bardziej pazerni niż kiedykolwiek i w obawie o własny portfel unikają najmniejszej i n w e c j i. Oczywiście na owym czarnym niebie Hollywoodu rozbłysną nieraz gwiazdy, aby wspomnieć nowe części „Batmana” (reż. Christopher Nolan) czy „Avatar” (reż. James Cameron), ale tendencja jest odwrotna – kramarskie myślenie zamienia kino w wulgarny, hedonistyczny produkt.

http://ksiazeizebrak.pl/node/1390

vonteo

Avatar to gwiazda? przeciez to mega gniot wiekszyniz najgorsze to co wymieniles!

Syrinx

"Avatar", owszem, jest (często nieznośnie) patetyczny, epicki, ale nie świeci chamska tandetą.

vonteo

nie o patetycznos i epickosc mi chodzi:) wlasnie swieci tandeta o to chodzi i szablonowymi schematami az do bólu!!!!! ps ten pulkownik i taz rządzi a film powinien sie skonczyc tym ze z orbity spuszcza na tych wiesniakow 20 100megatonowych glowic

Syrinx

Zastanawiałem się nad tym swego czasu i w sumie... czy nie jest tak, że pewna schematyczność i prostota to stałe cechy epickich dzieł, zarówno literackich, jak i filmowych? Nawet "Iliada" Homera jest banalna - to tylko klarowna podróż wokół której można w nieskończoność mnożyć rozmaite przygody i wypadki. "Avatar" mnie w miarę usatysfakcjonował.

vonteo

Ale w pewnych momentach sikałem ze śmiechu - wiadomo, a pułkownik jest wzorcowy!

vonteo

ale pulkownik to kozak i wzorcowo go zalatwili dodatkowo w żenujący sposob! eh wiele tam bylo takich scenz e az ze wstydu sie oczy zaslanialo :P za rezysera oczywiscie czy scenarzyste ale to chyba na to samo wychodzi w tym przypadku:P

vonteo

Może to i nieodpowiednie forum na zadanie tego pytania, ale na forum incepcji się nie wypowiadałeś więc zapytam tutaj:
Dlaczego film Nolana uważasz za fatalną produkcję? Przecież to film detali, czym więcej razy go obejrzysz tym więcej informacji zdobędziesz.
Wrzucanie go do worka z przygłupawymi blockbusterami jest trochę nie na miejscu.

A co do Avatara - zdecydowana większość Twojej recenzji pasuje do niego jak ulał.
W T3 mamy przynajmniej jakiś zwrot akcji, w Avatarze tego nie uświadczysz, od początku do końca leci najbardziej oklepany w historii kina schemat.
Jeden z użytkowników w swoim poście coś około miesiąca przed premierą Avatara, na podstawie tylko samego trailera przewidział trafnie w 90% całą linię fabularną.
Niektórzy fani twierdzili nawet, że miał dostęp do scenariusza.

@ Fuxik12
Jeżeli ta 12 to twój wiek to nie czytaj poniższego tekstu:
Ale zajaranie przed seansem T3 jest jak najbardziej na miejscu ;)