Solidna rozpierducha w stylu Michaela Bay`a. Nie ma tu żadnej nowości względem jego poprzednich filmowych dokonań. "Transformers" to wręcz standard w jego dorobku. Bohaterowie ludzcy są tu mniej ludzcy od samych robotów (sic!), aktorzy nawet specjalnie nie wysilali się na jakąś aktorską grę. Jest tu wprawdzie parę zabawnych momentów (jak choćby Murzyn - informatyk i jego popkulturowe komentarze), lecz w kategorii komedii ten film nie sprawdza się nadzwyczajnie. O patosie chyba pisać nie trzeba, wszak żadna produkcja Bay`a nie mogła się bez tego obejść.
Nie powodów, by uznać ten film zarówno jako przełomowy w swoim mało ambitnym gatunku jak i za kompletnie nieudany. Jest zwyczajnie w świecie przyzwoity, choć ma słabiutki scenariusz i pozbawiony jest klimatu, tudzież napięcia. Młody Shia LeBeouf w swojej rólce udowodnił, że rola czołowego przypałowca w Hollywood należy mu się bezdyskusyjnie. Jeśli tylko na tym ma polegać jego fenomen, to mnie on nie przekonuje.
6/10.