Gdyby Bay wziął się za tę historyjkę z zadęciem, pewnie nie dałoby się jej przełknąć. A tak dostajemy zrobiony z humorem film, który nawet nie ukrywa, że jest czymś więcej niż bajką o robotach zamieniających się w samochody i walczących o jakąś kość...
Owszem, całość jest niemiłosiernie głupia, ale dopiero gdzieś po godzinie projekcji zaczął do mnie docierać poziom infantylizmu filmu. Dotąd siedziałem uśmiechnięty od ucha do ucha delektując się wciskającymi w fotel scenami akcji.
"Transformersi" psują się dopiero około 3 aktu. Tak już mam z filmami Baya, że w pewnym momencie wyłączam się zupełnie i nie wiem, o co akurat chodzi na ekranie. Przechodziłem to i z "Wyspą" i "Bad Boysami", nie inaczej jest z "Transformers". Akcja pędzi do przodu jak walec, ale spada zarówno napięcie jak i stężenie humoru. Co do finałowej rozprawy robotów to mam odczucie jakbym ją przespał Wink
Sama robota filmowa jest bez zarzutu: znakomite efekty specjalne, świetne zdjęcia, bla, bla, bla.
Dziękuję koleżance Kiki za wzięcie mnie na pokaz organizowany przez Filmweb;)