7,3 309 tys. ocen
7,3 10 1 308626
6,1 37 krytyków
Transformers
powrót do forum filmu Transformers

Pierwsze przesłanki dotyczące realizacji filmu o wielkich robotach z kosmosu potrafiących zmieniać się w pojazdy, przyjąłem z politowaniem. Pomyślałem, że Hollywood naprawdę cierpi na brak pomysłów, skoro bierze się za przenoszenie na ekran serii... zabawek. Jednak gdy wypłynęły pierwsze nazwiska i z filmem zaczęto kojarzyć Michaela Baya i Stevena Spielberga, wszystko nagle stało się jasne. Miał to być po prostu prostu kolejny, niezły pretekst, by popisać się technicznymi możliwościami, zdemolować jakieś miasto, ocalić świat przed zagładą i przy okazji zarobić na tym grube miliony.

Transformersy nigdy nie były mi w żaden sposób bliskie. Nie bawiłem się nimi jako dzieciak i nie oglądałem popularnego w latach 80-tych serialu animowanego. Teoretycznie więc nie mam żadnych predyspozycji do sympatyzowania z filmem Baya, który jest do tego stopnia infantylny i niestrawny, że głównie może się podobać właśnie sympatykom serialu i widzom niewyrobionym, do których zresztą jest kierowany. "Transformers" to, przynajmniej według intencji twórców, wielka przygoda, która porwie nastolatków i sprawi, że ich rodzice przez chwilę poczują się jak własne dzieci. Nie bez powodu obraz Baya odwołuje się do klasyki kina młodzieżowego lat 80-tych. Struktura filmu, jak i główny bohater niemal odruchowo przywodzą na myśl "Gry wojenne" czy "Powrót do przyszłości", gdzie nieco gapowaty, ale błyskotliwy nastolatek ratował świat i zdobywał dziewczynę marzeń. Cóż jednak z tego, skoro "Transformersom" zabrakło najważniejszego - duszy tamtych filmów. W odróżnieniu od klasyki Badhama i Zemeckisa, film Baya to niestety tylko smutna wydmuszka, która pod płaszczykiem fajnego i efektownego kina nie kryje absolutnie nic, poza oczywistą chęcią łatwego zysku na masowym odbiorcy, który ten kit łyknie.

Receptura na podbicie serc widowni i złagodzenie głupoty fabuły jest tutaj banalnie prosta. Humor, humor i jeszcze raz humor. Tego w filmie Baya nie brakuje, co zresztą przestaje dziwić, gdy tylko wyobrazimy sobie jak owe dzieło mogłoby wyglądać zrealizowane z powagą i dostojeństwem. Scenarzyści nie popisali się jednak umiarem i ostatecznie żarty i gagi płyną z co drugiej-trzeciej sceny, systematycznie obniżając swój poziom. Część z nich jest naprawdę zabawna, ale sporo okazuje się niewypałami, próbą śmieszenia na siłę. To właśnie chęć za wszelką cenę bycia fajnym jest najbardziej irytująca w "Transformersach". Garść gagów, sympatyczny bohater, kilka łatwych do odczytania odniesień (jak to z "Kill Bill") - to wszystko ma wystarczyć, by nie tylko zatuszować niedostatki filmu, ale też zdobyć nas jako widzów.

Jedyną mocną stroną "Transformersów", co oczywiste, są efekty specjalne, robiące iście piorunujące wrażenie. Sceny transformacji i cała ostatnia sekwencja walki w centrum miasta pokazują, że jesteśmy o krok od zatarcia granicy pomiędzy światem rzeczywistym, a wykreowanym komputerowo. Ale czy to wystarczy do stworzenia dobrego widowiska? "Transformers" pomimo rewolucyjnych efektów, nie stoją w jednym rzędzie z "Terminatorem 2" czy "Matriksem". Przede wszystkim dlatego, że brak im dobrej fabuły, która tutaj - jak chyba nigdy wcześniej - jest tylko usprawiedliwieniem dla cyfrowych popisów. Ale też same efekty to nie wszystko. Niestety na ich precyzyjnym wykonaniu się kończy, bowiem zabrakło jakiejkolwiek charakterystycznej sceny z ich udziałem: pod koniec wszystkie wybuchy, rakiety, wielkie roboty i tony gruzu zlewają się już w jedno.

Michael Bay nie byłby oczywiście sobą, gdyby w jego filmie zabrakło dawki niestrawnego patosu i patriotyzmu, choć zrealizowana dwa lata temu "Wyspa" wyrażała nadzieję, że reżyser nie będzie nas już tak bardzo nimi katował. Niestety, "Transformers" powracają pod tym względem do tradycji i stylistyki "Pearl Harbor" i "Armageddonu", znów pełno jest płomiennych przemówień o najważniejszych wartościach, bohaterskich żołnierzy skłonnych do wielkiego poświęcenia i patetycznych najazdów i zwolnień kamery, które tylko czynią film dodatkowo niestrawnym.

Na tle wszystkich tych wad, nawet "Wojna światów" Stevena Spielberga wydaje się sensowną pozycją. Wyrobiony i choć odrobinę wymagający widz będzie miał poczucie znużenia, bo w gruncie rzeczy wszystko to już było, ale młodzież i kinomani chodzący do kina z popcornem, "Transformersów" oczywiście łykną. W ten sposób film spełni swoją rolę zarabiając setki milionów dolarów, bo przecież nic nie idzie w parze z masowym ogłupianiem lepiej niż widowiskowe superprodukcje. Szkoda tylko, że Bay i Spielberg wychowują w ten sposób nowe pokolenie widzów, których wymagania zaczynają się drastycznie obniżać. Strach pomyśleć jakie superprodukcje będą święciły triumfy za dziesięć lat.

ocenił(a) film na 6
eon_blue

Wielki + ZA tą Recenzje.
Niestety w Holywood Konczy sie Fabuła

ocenił(a) film na 8
Finalny_Odbiorca

Kino istnieje juz prawie 100lat , wiekszosc pomyslow juz zostala wykorzystana ,a sa takie czasy tez ze liczy sie przedewszystkim zysk .
Jak dla mnie film byl swietny , pisales ze roboty niemaja duszy itp , moze to bylo przemyslane moze planuja 2 czesc w ktorej przedstawia blizej nam roboty i pokaza dusze :D

ocenił(a) film na 9
Dyninio

Planują,planują :)

ocenił(a) film na 7
eon_blue

Powiem tylko jedno: Mam nadzieję, że Hollywood będzie dalej katować "ambitnych i "wymagających" widzów.

ocenił(a) film na 4
GodFella

A oni dalej będą się śmiać z Hollywood i jego grupy docelowej. Koło się zamyka.

eon_blue

Niech sie smija. Nie ma juz w takich ludziach ani troche mlodosci. Nie wszystkie filmy beda tak dobre jak ojciec chrzestny a poza tym trzeba tez zwracac uwage na efekty, ktorych w tym filmie jest mnostwo.

eon_blue

No to przeanalizujmy tą niedorozwiniętą fabułę w Transformersach i porównajmy ją z wymienionym Matrix'em.

1. W obu filmach ludzkość jest ratowana przed destrukcją.
2. Żeby było śmieszniej, w obu przypadkach destrukcji mają dokonać maszyny.
3. A co najlepsze, i tu i tu, maszyny stanowią również element pomagający ludziom.
4. W obu filmach niepozorny bohater zmienia się superbohatera.
5. Zarówno w jednym jak i drugim, czynnikiem zmieniającym jest ktoś obcy, nie z tego świata.
6. W obu filmach występuje wątek romantyczny związany z "niedostępną" dziewczyną.
7. Oba nie obfitują w sceny gadane, za to w sceny walki jak najbardziej.
8. W obu, CZASEM mówią coś zabawnego.
9. Gdyby nie główny bohater to byśmy nie wygrali ani z maszynami Matrixowymi ani z kosmosu.
10. A co śmieszniejsze, poziom patosu jest bardzo zbliżony w obu produkcjach.

Aż takie różne te scenariusze? Skąd znowu, bardziej podobne niżby się mogło wydawać. Dlatego moim zdaniem, czepianie się scenariusza i porównywanie go akurat do tej produkcji albo do Terminatora jest mało adekwatne. Czemu? Nawet Terminatorze 2 mieliśmy ten sam motyw zagłady ludzkiego świata dokonanej przez maszyny i naszej, heroicznej oczywiście, z nimi walki z pomocą tychże maszyn. Przy czym Terminator 2 polegał głównie na uciekaniu (coś jak kino drogi) ;]]]]]]]]]

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
Klocek

A tu ktoś wspomniał, że się zna na filmach? Wskaż tego kłamcę a go połamiemy :D :D ;) Co do punktów, zależy o jakie ci chodzi, bo jeśli o punktację w teście psychometrycznym, to nie sposób się z Tobą zgodzić. ^^

ocenił(a) film na 4
Lady_Milva

Jest jedna oczywista róznica między złożonym - jak na kino akcji - 'Matrixem' i prostolinijnymi 'Transformersami', którego scenariusz powinien służyć co najwyżej za podstawę filmu animowanego albo gry video. Taki stary dobry 'Matrix' (który swego czasu został przyjęty z równie mieszanymi uczuciami co dzisiejsze cyfrowe hity pokroju '300' i 'Transformers') pozostaje, jak to ładnie ktoś określił, arcydziełem kina komercyjnego, naszpikowanym odniesieniami do filozofii czy mitologii, ale jednocześnie będącym w gruncie rzeczy kinem akcji. Tymczasem film Michaela Baya to po prostu sezonowy hit dla nastolatków, o fabule prostej jak drut i infantylności godnej 'Spider-mana' czy 'Fantastycznej czwórki'; zresztą bliżej mu do półki właśnie z kinem komiksowym niż science-fiction.

ocenił(a) film na 2
Lady_Milva

Odpowiedz sobie na jedno pytanie: Czy według Ciebie film Transformers można postawić na jednej półce obok Matriksa i Terminatora 2? (kryterium: ogólnie pojęta jakość filmu, nowatorstwo, klimat)

Nawet gdyby wszystkie podane przez Ciebie analogie były trafne, świadczyło by to tylko o tym, że wśród filmów traktujących "o tym" samym, jedne mogą być dobrym kinem, a inne "chałą". Ale podobnie do Ciebie myślą chyba niektórzy twórcy. Wydaje im się, że jeśli dodadzą to, to i tamto do filmu, tylko z tego powodu będzie on dobry (nie nawiązuje do Twoich punktów, bo imho są mocno nietrafione i naciągane). Pisałem już o tym w innym wątku, więc nie będę się powtarzał.

Twoje analogie między Matriksem a Transformersami są podobne do prawdy w ujęciu Samoobrony. Są naciągane jak guma od majtek.

Jak już napisałem, nawet gdybyś podała jakieś dobre porównania, to świadczyło by to na rzecz tezie przeciwnej, do tej którą wysnuwasz.

Ale tak dla sportu:

"1. W obu filmach ludzkość jest ratowana przed destrukcją."

Główna oś fabularna tysięcy filmów i co z tego wynika?
Taki czynnik sam w sobie nie jest pozytywny ani negatywny, a jego występowanie nie może być podstawą do oceny "jakości" filmu, co najwyżej klasyfikacji gatunkowej.

"2. Żeby było śmieszniej, w obu przypadkach destrukcji mają dokonać maszyny."

Matrix: Inteligentne, bezduszne, bezwzględne maszyny, którym początek dali ludzie. Stworzenie obraca się przeciwko swojemu stwórcy, odwracając role. Maszyna zamiast służyć człowiekowi robi z niego niewolnika i pozbawia go prawdziwej egzystencji. Skomplikowana wirtualna symulacja świata itd itd itd Futurystyczny, mroczny, unikalny klimat.

Transformers: Roboty z dalekiego kosmosu(dziwnie podobne do ludzi, z ludzkim poczuciem humoru i wieloma innymi cechami) szukający na Ziemi sześcianu.

Widać różnicę?

"3. A co najlepsze, i tu i tu, maszyny stanowią również element pomagający ludziom."

To, że wśród inteligentnych "nie ludzi" są zarówno stworzenia przychylne człowiekowi i wrogie jest chyba prawdopodobne. Ale tu uderza sztuczność i naiwność Tansformersów w porównaniu z Matriksem. W filmie braci Wachowskich mamy do czynienia z maszynami, które w prawdzie same się później rozwijały, ale zapoczątkowali je ludzie i "żyły" w świecie ludzi. Bardziej sensowne wydaje się, że niektóre roboty, a właściwie symulowane "byty" systemu Matriks, będą solidaryzowały się z ludźmi, niż to, że mechaniczni przybysze z innego świata będą trzymać z nami sztamę.

"4. W obu filmach niepozorny bohater zmienia się superbohatera."

patrz odp. do 1.

"5. Zarówno w jednym jak i drugim, czynnikiem zmieniającym jest ktoś obcy, nie z tego świata."

W filmie Matriks, nie ma bytów "nie z tego świata".
patrz odp. 2 i 3

"6. W obu filmach występuje wątek romantyczny związany z "niedostępną" dziewczyną."

patrz pkt. 1

"7. Oba nie obfitują w sceny gadane, za to w sceny walki jak najbardziej."

Z taką różnicą, że w filmie Matriks to co postacie mówią tworzy spoiwo i świetną fabułę. Sam stosunek scen "gadanych" do scen akcji może być co najwyżej podstawą do klasyfikacji filmu do gatunku "akcja".

"8. W obu, CZASEM mówią coś zabawnego."

Tak jak w 99% filmów.

"9. Gdyby nie główny bohater to byśmy nie wygrali ani z maszynami Matrixowymi ani z kosmosu."

Taka już rola głównego bohatera.

"10. A co śmieszniejsze, poziom patosu jest bardzo zbliżony w obu produkcjach."

Przecież sam patos nie jest sam w sobie czymś złym.
Na możliwość jego użycia trzeba jednak zasłużyć odpowiednią dramaturgią scenariusza i budowanym napięciem. W przeciwnym razie z zamierzanego patosu (podniosłości) robi się żenada.

Pozdrawiam

ocenił(a) film na 3
eon_blue

I chyba napisałeś wszystko, co należało przy tej okazji napisać.

W Holizłudzie, w głowach scenarzystów pustkami nie świeci (co widać choćby na przykładzie schematycznego, acz bardzo ciekawego Fracture), a mimo to ludzie wybierają się na takie produkcje, jak Transformers.
Kiedyś - jeszcze za czasów pierwszych Gwiezdnych Wojen - w rolę robotów wcielali się ludzie, teraz są one generowane komputerowo, za kilkadziesiąt lat wygenerowane komputerowo postacie - postacie bez duszy - zastąpią już na stałe aktorów, a wtedy ... wtedy będzie koniec świata. A przynajmniej koniec dla kinematografii.
Ten scenariusz staje się coraz bardziej realny.

_Ja_

Koniec dla jednej, początek dla drugiej ;]. Sztywny konserwatyzm w przypadku kina niestety się nie sprawdza, nie sprawdzał i sprawdzał nie będzie.
Choć jest potrzebny niezaprzeczalnie. W końcu musi być jakiś punkt odniesienia dla twórców oraz możliwość do ponarzekania dla wszelkiej maści marud. Ale i te marudy są potrzebne, bo ma się wtedy pełnię poczucia, jak szczęśliwym się jest człowiekiem, kiedy patrzy się na kogoś tak nieszczęśliwego i to z powodu takiej błahostki jak popularność jednego czy drugiego filmu.
Kocham świat właśnie za tą różnorodność wśród ludzkich charakterów.

ocenił(a) film na 4
Lady_Milva

Forum filmwebowe popularnych filmów coraz bardziej zniechęca do wypowiadania się. Rozumiem, że nie mogę powiedzieć złego słowa o powszechnie kochanym filmie, bo zaraz wyjdzie na to, że mam kompleksy, że jestem nieszczęśliwy i nie mam co robić z wolnym czasem. Szkoda, że nie można o tym filmie podyskutować, tak jak prowadzę dyskusje o niszowych filmach, tam ludzie potrafią wymieniać się argumentami. A na forum 'Transformersów' tyle opinii jest w każdym temacie, a w gruncie rzeczy większość sprowadza się do obrzucania błotem, zarzucania innym, że się nie znają, że nie rozumieją.

ocenił(a) film na 10
eon_blue

Zamiast pisać te całe przemówienie napisz jak ten film powinien wyglądać
Tutaj masz temat, z chęcią przeczytamy.

http://www.filmweb.pl/topic/694828/DO+WSZYSTKICH+KT%C3%93RYM+FILM+SI%C4%98+NIE+P ODOBA%C5%81+Z+KONKRETNEGO+POWODU.html

ocenił(a) film na 4
Prime1

Chyba sobie kpisz. Co to ma być, getto dla tych z nas, którzy nie pojęli istoty wspaniałego filmu jakim są 'Transformers'? Forum polega na wolności wypowiedzi, więc będę sobie pisał, co i gdzie chcę.

ocenił(a) film na 10
eon_blue

Spoko, że tylko na tyle Cię stać.

ocenił(a) film na 7
eon_blue

Eon Blue:
Piszesz, że ambitni widzowie śmieją się z mniej ambitnych. Niech tak będzie. I fajnie. Ja w tak zarysowanej konfiguracji stoję dokładnie po środku.

Ale powiedz mi jedno:
Czy naprawdę nie wiedziałeś o czym będzie film? Znałeś przecież nazwiska twórców, znasz hollywoodzką modę na kasowe hiciory. Twoja recenzja (trafna w wielu punktach jak dla mnie) nie ukazała niczego, czego ja (i zapewne Ty i wiele innych osób) nie przewidziałbym przed seansem. Tu pojawia się (jakże naturalne przecież) pytanie. Po co się katować takimi bezpomysłowymi (w Twoim mniemaniu), ociekającymi patosem filmami, skoro się ich nie lubi? Po co Ci to, stary? Sado-maso? Mówisz, że nie lubisz, a oglądasz? Filmowa hipokryzja?

ocenił(a) film na 4
GodFella

Nie pisałem tego z całą powagą, był to jedynie przytyk w odpowiedzi na przytyk o katowaniu przez Hollywood widzów wymagających. Sam stoję mniej więcej tam, gdzie Ty. Staram się balansować pomiędzy kinem artystycznym, które jest dla mnie głębszym przeżyciem, a kinem komercyjnym, które w zamyśle ma być tylko rozrywką. Kino samo w sobie jest moją pasją, lubię je oglądać i o nim pisać, zresztą jako osoba wiążąca z tym pewne nadzieje w najbliższej przyszłości, wypada mi obejrzeć i zrecenzować także najnowsze superprodukcje. A z nimi bywa różnie, jedne posiadają dla mnie świetne walory rozrywkowe i potrafię się na nich bawić, doceniam np. (pomimo wad) "Szklaną pułapkę 4.0" czy "300". Ale część takich produkcji pozostawia po sobie po prostu niesmak, i takie właśnie było dla mnie dzieło Baya. Oczywiście wiedziałem na co idę, ale poprzedni film Baya, nawet znośna "Wyspa" dała mi nadzieję na dobre, niekoniecznie głębokie widowisko. Niestety powstał produkt niestrawny i wydaje mi się, że mam prawo się na ten temat wypowiedzieć.

ocenił(a) film na 9
eon_blue

Jestem "niewyrobionym", "masowym", "chodzącym do kina z popcornem" kinomanem, który ogląda te straszne, "efektowne", "infantylne", "niestrawne", "banalnie proste" z "dawką niestrawnego patosu i patriotyzmu", nastawione by "zarobić te grube miliony" (ktoś wykłada 150 milionów i jeszcze chce zarabiać, a to bezczelny typ) filmy.

I DZIĘKI CI PANIE ZA TO!!!

Gdybym był taki jak Eon Blue, to pewnie 90% oglądanych, "pustych jak wydmuszka" filmów, była by dla mnie katorgą i męczarnią.

P.S. To czy ci się film podobał czy też nie mało mnie interesuje, Nie podobał się, spoko, takie twoje prawo. Jednak wkurza mnie w twojej "recenzji" ta wyniosłość. Podział na, wysublimowanego, wyrobionego, dorosłego odbiorcę sztuki filmowej, który wie najlepiej co jest dobre a co błeeee (tym się film nie podobał) kontra niewyrobiona, niewymagająca młodzież z popcornem (tym się oczywiście podobał). Dla mnie to nie była recenzja tylko opis co mnie najbardziej denerwuje w obrazach Michaela Baya.

ocenił(a) film na 4
ALIEN_K

Na sali kinowej 90% osób było młodszych ode mnie (mimo, że mam niewiele ponad dwadzieścia lat), a najczęstsze komentarze jakie udało mi się usłyszeć po seansie oscylowały wokół 'Zajebiste, kur..." i "Ja pier... jaka faza". I to właśnie tego typu widownia zarabia na ten film. Nie twierdzę, że nie może się on podobać innym, ale mułami ciągnącymi całe przedsięwzięcie jest widownia nieopierzona lub prymitywna i trudno nie wytknąć filmowi Baya, że dokładnie takie było zamierzenie.

ocenił(a) film na 9
eon_blue

Stereotyp na stereotypie. Ja byłem na seansie gdzie znaczną większość stanowiły osoby dorosłe, które na końcu seansu biły brawo i wychodziły z uśmiechem na twarzy.

ocenił(a) film na 9
ALIEN_K

U mnie tez po filmie bili brawa ^^

ocenił(a) film na 7
Darth_Carnage

U mnie nie bili, ale wyrazy zachwytu słyszałem. I to bynajmniej nie same opatrzone w "k...y" i 'ch...".
Eon:
Trochę za bardzo generalizujesz, chociaż masz dużo racji, bo w tym kraju ludzie często tak swój zachwyt wyrażają.

eon_blue

Eon_blue, widzę, ze na ENH jeździsz, bawisz sie krytyką filmową, oceniasz. Oglądasz bardzo różne filmy - i dobrze, krytyk powinien być wszystkożerny, jak mawiał Bolesław Michałek, a później i Bartosz Zurawiecki. Bardzo mnie to wszystko cieszy.

Ale sama, osobiście, nigdy nie śmiałabym klasyfikować widzów na tych "ambitnych" i "masowych". Jak siadam na sali kinowej to jestem widzem takim jak chłopcze rząd za mną wrzeszczące "zapierdol ch***", staje się widzem naiwnym i gówno mnie obchodzi, ze jestem magistrem, który wyszedł spod kurateli znanego i poważanego filmoznawcy. Odrzucam uprzedzenia masowe i cieszę się kinem, choć wiele filmów zupelnie mi się nie podoba. Oszczędza to wielu niepotrzebnych spięć. I choć to nie całkiem zgodne z zawodową etyką krytyka filmowego, pisząc recenzję takiego filmu jak "Transformers" wchodzę w skórę tego krzyczącego chłopca. Jeśli on przeżył taką projekcję identyfikację, to do cholery, coś musi w tym filmie być.

ocenił(a) film na 4
kata_strofa

Jedno moje zdanie sprawiło, że wiele osób odbiera je jako wywyższanie się i klasyfikowanie ludzi na lepszych i gorszych. Wcale jednak nie miałem takiego zamiaru, zresztą jaki miałoby to sens, skoro sam lubię kino takie i owakie i ani nie czuję się artystycznym ortodoksem ani regularnym bywalcem multipleksów?

ocenił(a) film na 3
kata_strofa

Pytanie tylko, jakie walory ma ten film, które skłaniają ów nastolatka do ekspansywnego wyrażania swoich emocji? I czy to rzeczywiście są walory?
Bo pamiętajmy, że młodzież bardzo często myli rzeczy dobre z tymi złymi (w każdym sensie).

W dodatku, idąc tym tropem, nie moglibyśmy przekreślać żadnej, nawet najbardziej gniotowatej superprodukcji ostatnich lat, jak Troja, Ghost Rider, czy inne Spider-many, bo młodzież to łyka i darzy takie okraszone znanymi sprzedajnymi twarzami i paroma fajerwerkami produkcje bezgranicznym uwielbieniem. Co - w mojej opinii - nie przekreśla faktu, że te filmy są puste, niczym wydmuszka i nie nadają się nawet do jednorazowej projekcji dla każdego normalnego i zrównoważonego widza.

A widzowie rzeczywiście dzielą się. Ba, oni sami klasyfikują się tam, gdzie chcą być sklasyfikowani. Co prawda podział na "ambitnych" i "masowych" nie do końca odpowiada moim przekonaniom, wszak na dziś dzień kwestionuje istnienie terminu "kino ambitne", ale ten podział istnieje. Jak najbardziej.

Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 7
eon_blue

Oczywiście, że masz prawo. Twój głos to jeden z niewielu rozsądnych na tym (straconym już na rzecz słownych przepychanek) forum. Ja też kocham kino (i nie tylko "komercyjne" jak mogłoby wynikać z moich komentarzy) i lubię o nim dyskutować, więc nigdy nie odmawiam komuś prawa do napisania, że film jest kiepski. Nawet cieszy mnie gdy ktoś skrytykuje film, który mi się podobał. Pod warunkiem, że poda jakieś argumenty, do których można się ustosunkować. W Twoim wypadku tak jest.

Odnośnie niestrawności to też przyznam, że kilka scen wywołało u mnie uśmiech politowania (szczególnie tych, które z zamierzenia miały być śmieszne). A scenariusz można by punktować w nieskończoność.
Muzyka była dobra, dynamiczna jak na taki film przystało, ale w kilku momentach źle dobrana. I przejścia między poszczególnymi utworami nie podobały mi się. Jakby ktoś to robił na szybko, zalatywało amatorszczyzną.

Jednakże film obronił się efektami. Naprawdę cudowne widowisko wizualne, które wynagrodiło mi wszelkie inne niedostatki. Przyznam się, że trochę jak na mój gust za mało było efekciarstwa, bo pierwsza połowa filmu to w większej mierze silenie się jakąś fabułę, którą scenarzyści mogli sobie odpuścić całkiem :D
A końcowa scena walki na ulicach to jest, jak dla mnie, majstersztyk speców od efektów wizualnych. Cudowne!

Reasumując 10/10 jak dal mnie i miejsce w ulubionych.

Pozdrawiam i powodzenia w najbliższej przyszłości!

ocenił(a) film na 9
GodFella

I tak na marginesie, skoro nazywasz osoby od ciebie młodsze o kilka lat prymitywami, to czy ja będąc starszym od ciebie o parę lat (trzydziecha na karku) mogę nazywać np. głąbem, gdyż mi się ten film podobał a tobie nie?

ocenił(a) film na 7
ALIEN_K

Ja uważam, że z całą pewnością nie, choć ta wypowiedź (jak mniemam) nie do mnie...

ocenił(a) film na 4
ALIEN_K

Alien"k", szkoda, że tak bardzo skupiasz się na wybieraniu z mojej recenzji tego co Cię akurat zabolało (jeśli poczułeś się czymś urażony, nie było to moim zamiarem) i dorabiasz do tego jakieś drugie dno. Gdzie ja napisałem, że wszyscy ludzie ode młodsi to prymitywy? Prymitywami są dla mnie np. te osoby z mojego seansu, które nie potrafiły sklecić zdania bez przeklinania, niezależnie od wieku. Wystarczy też rzucić okiem na całe forum tego filmu, wiele jest tu żałosnych komentarzy, które zarzucają stekiem wyzwisk tych, którym film się nie podobał. To jest dla mnie przykład widowni prymitywnej, ale absolutnie nie mówię tak o każdym, komu film się podobał. Prawdą jednak jest, że zdecydowanie częściej można spotkać takie komentarze przy kinie tego typu, niż przy filmach, które wymagają użycia choć części szarych komórek.

Ciebie nie interesuje moje zdanie, w porządku. Mnie na przykład nie interesuje opinia o tym filmie 12-15-latków, którzy niewiele w życiu widzieli i ludzi z transformerowymi emblematami/ksywami, bo nie mają subiektywnego spojrzenia. Cenię sobie za to osoby, które choć stoją po przeciwnej stronie barykady potrafią się składnie i sensownie wypowiedzieć, czego przykładem niech będzie Good_Fella. Szkoda jednak, że większość osób woli się przerzucać słówkami i bluzgami, niż argumentami za i przeciw w sprawie filmów.

ocenił(a) film na 9
eon_blue

Skupiłem się na tym co mnie najbardziej zainteresowało w twojej recenzji.
To tyle. Reszta twojej recenzji według mnie nic nowego nie wnosi, bo cóż to za odkrycie iż piszesz o tym, że film Baya ma w sobie dużo patosu i pełno zwolnień kamery. Przecież to jego "podpis" i każdy jego film tym się charakteryzuje. Ja zawsze jestem na to przygotowany. Piszesz iż film to tylko pretekst by popisać się technicznymi możliwościami, dla mnie to kawał dobrej sztuki aby wykreować takie obrazy jak w tym filmie, nie tylko chęć popisania się. We wszystkich tego typu produkcjach, pojawia się zawsze jeden argument przeciw. Mianowicie, film powstał żeby zarabiać miliony. No cóż, nikt nie wykłada 150 baniek tylko po to żeby zrobić "fajne robociki". Piszesz, że film to pusta wydmuszka. A dla mnie przekaz jest oczywisty. Rozwój technologiczny postępujący w zastraszającym tempie może prowadzić, acz nie musi, do katastrofy. Z pewnością pojawiał się ten temat w wielu wcześniejszych filmach, jednak nigdy w takim opakowaniu. W opakowaniu jak dla mnie spektakularnym. Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 8
ALIEN_K

Ja tam mierzę tego rodzaju filmy zupełnie inną miarą. Jak na ówczesne standardy superprodukcji, "Transformers" mnie zachwycił. W swoim gatunku jest to IMO prawdziwe mistrzowstwo i już drugorzędną dla mnie sprawą jest to, że tym gatunkiem jest "letnia superprodukcja dla mas". Gdybym nie przymknął oka na popkornowy rodowód tego filmu, mógłbym się pod postem eon blue podpisać rękoma i nogami, ale nawet za Bergmanem czy Kurosawą bym się nie ukrył przed tym, że bawiłem się na "Transformers" jak dzieciak:) A ponieważ o to w tym filmie chodzi, to nie mam do niego większych zastrzeżeń.
Aha, i jeszcze do Ja- myślę, że nie ma się co martwić o rychłą śmierć kina z powodu techniki komputerowej. Problem będą miały tylko superprodukcje właśnie, bo poważniejsze filmy bez efektów sobie radzą. Na Twoim miejscu więc widziałbym w tym nadzieję, a nie katastrofę;) Chociaż z niepokojem patrzę na nadchodzącego "Beowulfa", to fakt...
Pozdrawiam.