Kolejny efekciarski film Michaela Bay'a przeznaczony dla chłopców dużych i małych, tym razem jednak o dziwo udany.
Transformers ogląda się zadziwiająca dobrze. Mamy tu cztery przeplatające się wątki, łączące się pod koniec filmu, wiele aktorów, którzy jak na blockbuster grają na całkiem dobrym poziomie i co najważniejsze postacie do których możemy się przywiązać i kibicować w czasie trwania seansu. Co mnie zdziwiło jednak najbardziej to to, że roboty także sprawiają wrażenie ludzkich, a co za tym idzie zaczynamy je lubić. Za to duży plus.
Dodatkowo nieziemskie efekty specjalne bardzo dobrze wpisujące się w rzeczywiste zdjęcia, oraz kilka naprawdę ładnych wizualnie scen - np. ostatnia na pustyni. Wielkim plusem i czymś co pierwszy raz zdarzyło mi się oglądać w filmie akcji, jest ogromna liczba statystów, którzy brali udział w scenach walk robotów na ulicach miasta. Najczęściej w takich scenach całe pole bitwy jest puste, w Transformersach nie.
Plus bardzo duża dawka humoru na całkiem niezłym poziomie (połączona z akcją bez zgrzytu), która niejako uratowała ten film od napuszenia się i przesadnej podniosłości, przez co nie dałoby się go oglądać. Scenarzyści tym razem postarali się bardzo i Transformersy ogląda się jak świetną komedię, do tego unikającą niemożliwości, przesady i nieśmiertelnych bohaterów.
Niestety mniej więcej na pół godziny przed końcem seansu ta pędząca lokomotywa zaczyna się rozsypywać, humor gdzieś znika, a przydługa końcowa walka robotów staje się nudna, i niestety za bardzo chaotyczna by oglądało się ją z przyjemnością. Zakończenie także jest jakieś takie nijakie i jakby nieprzemyślane. Denerwujące też bywają w trakcie filmu podniosłe przemowy Optimusa, ale całe szczęście Bay stara się unikać "hip hip hurra amerykańskiego patriotyzmu", więc tych kilka słów o wartości życia można jeszcze wybaczyć. Nieprawdopodobnych transformacji robotów czepiać się już nie będę, bo wtedy musiałbym skrytykować cały film od początku do końca, a nie o to przecież chodzi.
mocne 7/10
w połowie popieram, ale nie zgodzę się, że dwadzieścia minut do końca był nudny. O nie! Był cikawy! A walki tak sfilmowane, że z przyjemnością się patrzyło!
Faktycznie podczas bitwy na ulicy roiło się od pieszych. Sekwencja z przelotem robota nad krzyczącą kobietą jest piorunująca;)
Co do chaosu na ekranie to się zgodzę, miejscami jest go trochę, ale to już niestety, ale jednak standard w produkcjach z Hollywood, bo widz chce żeby "się działo", nawet jeśli niewiele ma z tego zobaczyć;) Więc przywykłem i przymykam oko. Hmm...zresztą nie tylko na to:-D