Naprawdę przyzwoity horrork. Fabuła nawet mnie zaskoczyła. Gdy ekipa zapowiedziała, że zamierza spędzić w szpitalu te osiem godzin czy ile oni mieli tam siedzieć, spodziewałam się tego, co zwykle: że duchy, które niewątpliwie mieszkają w tymże szpitalu (bo jakże by inaczej) będą stopniować napięcie prezentując spektrum zachowań od mało strasznych, w stylu "kto zamknął te drzwi?" albo "kto ukradł moją kanapkę?" po kulminacyjne, czyli mordercze, a jedna osoba przeżyje, zostanie po ośmiu godzinach wypuszczona przez umówionego ciecia pytającego "co sie stao?" i już nigdy nie będzie taka sama. Jednym słowem - spodziewałam się standardu (wygląda na to, że horrory ogólnie mało widza rozpieszczają pod względem urozmaicenia fabuły). Ale pomysł z budynkiem, z którego nie ma wyjścia i w którym panuje wieczna noc, mimo upływu czasu, jest bardzo fajny - rodem z koszmarnego snu! Mnie się podobało, bo czasem śnią mi się takie rzeczy i nigdy nie jest to miły sen. Zrobiło mi się więc sympatycznie również pod kątem osobistej więzi ze scenarzystą i jego pomysłami. Film ma rzeczywiście dość niesamowitą atmosferę (niesamowitą w sensie "spooky") czyli tak, jak powinno być w kinie grozy! Całkiem satysfakcjonujący seans.