Ogólnie bardzo fajny klimat, świetnie się oglądało, gdyby nie to że cały film nie ma specjalnie sensu. Jeżeli trucizna jest niewykrywalna to detektyw musiał bawić się w cały ten cyrk z porywaniem ciała etc? Przecież to strasznie ryzykowna akcja, a podanie mu przez kochankę byłoby dużo prostsze. Gość pracuje w laboratorium, raczej nie znalazłaby się w kręgu podejrzanych.
Ciekaw jestem jak długo chciało się dziewczynie ruchać z zabójcą jej matki.
No i że dziany bohater przez 10 lat nie zmienił auta.
No i ta scena w kostnicy, gdzie wrócił windą do kustosza i po cholerę zaczął do niego strzelać?
Ogólnie przedstawienie fajne, ale bardzo słabej historii.
No i zakładając, że bohater był normalny - kto normalny jak nie może się rozwieźć to postanawia zabić współmałżonka?