W sumie nie bardzo jest co pisać. Z pięknej klasycznej przygody zostało...no praktycznie nic nie zostało. Czekałem tylko aż pokaże się Jack Sparrow i wypali z muszkietu. Nie kapuję tego, kurde, że dzisiaj nawet film spod znaku płaszcza i szpady nie może się obejść bez gównianego cgi, skoków na główkę z dachu, piruetów, statków powietrznych i takich tam. Naprawdę z wszystkiego trzeba robić Indianę Jonesa czy Karaibskich Piratów? Nawet Milady musi w tej swojej powłóczystej kiecce fikać koziołki niczym Jet Li żeby widzowie poszli do kina? 100 minut na tą farsę, z tego 1/5 to klasyczna intryga reszta to współczesne „ulepszacze” które jedyne co oferują to smak współczesnego kina: szybko-głośno-bez sensu. Acha, no i jeszcze obowiązkowo znak jakości 3D – Denny i Do Dupy...
Plusy: dobór muszkieterów, (chodzi o aktorów bo postaci muszkieterów ten „scenariusz” najwyraźniej nie przewidywał), Orlando Bloom jako zblazowany Buckingham też dał radę. Co poza tym? Kilka średnio śmiesznych scen, z humorem typu obsrywana przez gołębie facjata Plancheta itd. Ciekawostką filmu jest aktorka występująca jako Konstancja, bo udowodniła światu że nie tylko Joanna Krupa i Steven Seagal idą przez życie z jednym wyrazem twarzy. No i fryzura D’Artagnana – ani chybi tu też wykorzystali cgi. To chyba tyle, cała reszta to śmiech – w negatywnym tego słowa znaczeniu. A scenariusz to pisał istny „DUMbASS”
3/10
Jak wchodziła na ekrany wersja z 93 roku to nie przypadła mi zbytnio do gustu. Tymczasem wobec postępującej degrengolady kina, i pojawianiu się takich potworków jak wyżej opisywany, dzisiaj naprawdę tamtą wersję doceniłem. No i przynajmniej piosenka fajna pozostała, z tej nie pozostanie nic.