"Czerwony" to mój ulubiony film. Arcydzieło, czyli w danej kategorii dzieło na najwyższym możliwym poziomie. Piękny, bogaty, mądry, wielowątkowy i wielowarstwowy film. Do tego świetna gra aktorów i świetna muzyka. Trochę jak dobra fuga (bardzo kunsztowna, polifoniczna forma muzyczna) Bacha, które też uwielbiam i które też są arcydziełami gatunku. Film ujął mnie od pierwszego obejrzenia, ale widziałem go wielokrotnie i wciąż do niego wracam. Zadziwia mnie, nie wszystko do końca rozumiem, choć wiele z niego do mnie już dotarło, włącznie ze szczegółami, niekiedy trudnymi do uchwycenia. Ale nie o wielkości filmu i mojej nim fascynacji, człowieka po 60-ce, chcę pisać.
Niedawno film obejrzała moja 26-letnia córka. Przymierzała się do niego kilka razy, rezygnując w połowie, a nawet wcześniej. Wreszcie dobrnęła do końca. "Tato" - zapytała po obejrzeniu - "o czym ten film naprawdę jest?" Usiłowałem wytłumaczyć, mówiłem o braterstwie, o przenikaniu sie wątków, uczuć, zgorzkniałości, optymiźmie, starcia dobrego ze złem, itd., ale czułem, że to do niej nie przemawia. I dotarło wtedy do mnie, że tego filmu nie da się zrozumieć i docenić nie przekraczając pewnego wieku. Młody człowiek, nawet bardzo inteligentny i tak dobrze wykształcony jak moja córka, dopiero wchodzący w życie, niewiele z niego zrozumie. Nie ma na to żadnych szans, bo niewiele jeszcze w życiu przeżył. Trochę tak jak rozmowa ze ślepcem o kolorach. Nie dziwię sie zatem komentarzom typu: "taki sobie ten film", "przeintelektualizowany", "najgorszy z całej trójki" albo pytaniom mojej córki.
Miałam 24 lat jak pierwszy raz zobaczyłam "Czerwonego" w kinie i byłam zachwycona, więc co do Twojej córki, nie obraź się, ale to jest kwestia wrażliwości, a nie wieku. Pozdrawiam.
Nie obrażam się. :) Staram się wyobrazić siebie samego w wieku, powiedzmy 28-30 lat (męski odpowiednik wieku 24-26 u kobiet) i swoje odczucia i reakcje po pierwszym obejrzeniu "Czerwonego". Staram się... i nie bardzo mi to wychodzi. Na pewno nie dotarło by do mnie zniechęcenie i zgorzknienie sędziego. Tego nie da się zrozumieć przed 60-ką. Braterstwo między starszym mężczyzną i młodą kobietą? Też pewnie bym tego nie pojął. Ale reszta? Zawód miłosny dwójki młodych? Polifonia zdarzeń, przeplatanie się wątków. To pewnie by do mnie dotarło. I podobnie do Ciebie, być może, byłbym filmem zachwycony nie do końca wiedząc o czym on jest. A moja córka jest jaka jest. Na pewno dla mnie najukochańsza na świecie. :)
Uważam, że kwestie rozumienia pewnych rzeczy bardziej związane są z osobistymi doświadczeniami i przeżyciami niż z wiekiem. Jak ktoś ma załóżmy 30 lat i wciąż żyjących rodziców, nie będzie rozumiał co czuje osoba 15-letnia po śmierci matki.
I masz rację. :) Jak w kawale o rabinie, gdy dwóch Żydów pyta się który z nich ma rację. Po prostu, życie jest złożonym procesem. :) Mimo wszystko młodemu człowiekowi trudno jest wyobrazić sobie myśli i wrażenia 60 latka. W drugą stronę łatwiej, choć nie zawsze łatwo. :)
dla mnie ten film też był przeciętny. może nie chodzi o młody wiek czy stary wiek tylko o to że ten film mimo że ładnie zrobiony to jest to wydmuszka
Co najmniej 25 lat lub być choć trochę doświadczonym życiowo. Filmów Kieślowskiego nie zrozumie ten, kto nigdy nie stracił bliskiej(nie tyle spokrewnionej czy z bliskiej rodziny, ale bliskiej sercu) osoby, po której pozostała w nim jakaś pustka, nie zrozumie ten, co kino traktuje jak rozrywkę i ten, kto miłość traktuje jak zabawne łaskotanie w żołądku, śmiech i zauroczenie sobą.
Inteligencja nie jest równorzędna mądrości.
Można być wybitnym analitykiem finansowym, doskonałym sprzedawcą, wybitnym prawnikiem, świetnym lekarzem, ale być wystarczająco głupim i ślepym, by nie potrafić zrozumieć własnych dzieci i żony, by nie potrafić wykazać się empatią do ludzi obok czy rozumieć mechanizmów polityki.
Mądrość to wiedza z wielu dziedzin, doświadczenie, otwarty umysł i nieograniczanie go zasadami fizyki czy normami prawnymi.
Dziś zobaczyłem go po raz kolejny. I znowu zrobił na mnie tak samo wielkie wrażenie. Kieślowski był/jest wielki!
Ładny komentarz. Też uważam, że ten film jest wielowątkowy, ale ja widzę w nim dwie zasadnicze kwestie: po pierwsze prowokuje do wniosku, że nie ma prostego podziału na dobro i zło, człowieka nie da się jednoznacznie zaszufladkować albo jako dobrego, albo złego, zachowuje się różnie w zależności od okoliczności w jakich się znajduje. Ponadto łatwo jest wydać wyrok, ludzie robią to ochoczo, a mało kto zadaje sobie trud "wejścia" w czyjąś skórę. Poza tym film porusza wątek minięcia się z przeznaczeniem i niesie pozytywny przekaz - że nigdy nie jest za późno na ponowne nadanie sensu swemu życiu.
Mądrze napisane, dzień przed obejrzeniem tego filmu, oglądałem "Miłość" Haneke i uważam, że to dobry film ale na pewno bardziej bym go docenił będąc już starszym człowiekiem. Trzeba przeżyć, doświadczyć pewnych sytuacji, by móc w pełni zrozumieć niektóre filmy.
Wiek nie ma związku z inteligencją i wrażliwością, a młody człowiek również może być po wielu trudnych przejściach. Myślę, że mniej więcej tak odpowiedziałby Krzysztof Kieślowski.
==spojler==
Coś w tym jest... Pamiętam, że ostatni raz gdy oglądałem film, byłem po seansie "Podwójnego życia..." więc Valentine kojarzyła mi się z tamtą, mocno przewrażliwioną bohaterką (dlatego może - patrząc na sędziego - zwracałem uwagę tylko na jego oschłość, nie widząc wewnętrznej przemiany...). Wczoraj dopiero dostrzegłem, jak złożoną postacią jest sędzia, i jak posłużył twórcom do przedstawienia złożonej koncepcji losu, w której młody prawnik niejako 'powtarza' dzieje starszego.
Jednak, o ile w "Podwójnym życiu..." bohaterka wydaje się być zagubiona - a nawet rozszczepiona - w tej przestrzeni m i ę d z y, to w "Czerwonym" bohaterom (głównie staremu sędziemu) siłą uczuć udaje się obłaskawić ten rozziew, połączyć w spójną całość dwa (pozornie) odległe końcówki włóczki. To, co przy pierwszym kontakcie wydaje się chaosem, uzyskuje dodatkowy wymiar i sens poprzez głęboką introspekcję, zrozumienie inności i empatię. Sędzia rozumie, że nie może naprawić błędów przeszłości, ale może 'pomóc' przyszłości - i właśnie to robi. No i urzekła mnie subtelność relacji między nim a Valentine, której za pierwszym razem w ogóle nie dostrzegłem... Wielkie kino...