Teraz pewnie zostanę zbesztany i wyzwany od nic nierozumiejących idiotów, ale swoją ocenę muszę podtrzymać. Film oglądałem trzy razy i próbowałem pojąc co w nim takiego wspaniałego i nic. Wg. mnie jest nudnawy, ale tu przecież nie chodzi o akcję i nie dlatego ocena. Dla mnie przede wszystkim niepojęta jest postawa Julie. Nie akceptuję jej zachowania wobec, bądź co bądź, kochanki jej ukochanego męża. Denerwowało mnie to i nic na to nie poradzę. W ten sposób jedyna wartość jaką mógł mieć ten film - głębsze przesłanie jakie miał nieść, jest dla mnie największym minusem. Pomijam tu patos i wydumaną głębię, zbyt sztuczną i zbyt nachalną.
Niby tak, ale nie jest to łatwa decyzja, był zachłanny i kochał obie kobiety, nie chciał niszczyć swojej rodziny ale przez swoją słabość nie mógł zrezygnować z romansu.
Ja myślę, że on w głębi czuł, że nie zasługuje na Julie. Nie chciał jej skrzywdzić, ale ta druga kobieta była dla niego bardziej osiągalna. Natomiast Julie ze swoim dobrem to był jego swoisty wyrzut sumienia.
Ona chciała ze wszystkim zerwać, pozbyć się wszystkiego. Po części się zbesztać też i pozbyć się podkochującego się w niej pracownika męża. Idąc z nim do łóżka załatwiła wiele spraw. Pomogło jej to zerwać wszelkie więzi. Pozbywała się wszystkiego, nawet "czystości" ciała zarezerwowanego tylko dla męża. Oliviera w ten sposób pożegnała. Oddała mu się, ale on wiedział, że to przedwczesne. On tego pragnął, pragnął jej i to dostał, ale to miał być koniec.
Odebrałem ten film podobnie. Jest nudnawy, choć oczywiście nie oczekiwałem jakiejś spektakularnej akcji. Czytałem różne interpretacje fanów tego filmu; nawet zgadzam się z nimi, ale to raczej nie jest powód, żeby doszukiwać się w tym dziele nie wiadomo jakiej głębi i kunsztu artystycznego. Zgadzam się z tym co piszesz: zbyt nachalna i jednocześnie zbyt sztuczna głębia. Odniosłem dokładnie takie samo wrażenie.
Widziałam go parę lat temu i jedyne co z niego pamiętam, to nudną dłużyznę i to, że nie mogłam się doczekać, aż film się skończy. No nic, może obejrzę za 10...20, 50 lat? Jak już 'coś przeżyję' i będę godna odczuwania 'wyższych uczuć', godna tego arcydzieła kinematografii :') Na razie podtrzymuję opinię, że to naprawdę nudny film.
Tu chodzi o pewien typ wrażliwości, a nie o to, kto ile jej ma i czyja jest lepsza. Wyobraź sobie, że dla mnie są nudne kryminały. Dlaczego? Bo nie interesuje mnie zagadka, którą i tak ktoś rozwiąże. U Kieślowskiego ważne są uczucia i nasze postawy wobec nich; jeden to łapie, inny nie.
Miałam dokładnie takie same przemyślenia po obejrzeniu filmu. Cały czas czułam pewien zgrzyt w zachowaniu bohaterki...
Mnie się wydaje, ze cała magia filmu leży w fakcie, że Julie nie czuła się kochana przez swojego męża, czyli żyła bez miłości. Dużo osób pisze o tym jaką tragedię przeżyła tracąc męża i dziecko. Moje rozumienie tego co się stało jest takie, że od lat Julie czegoś w małżeństwie brakowało i była w nim niespełniona. Dlatego nie potrafiła przeżyć w "normalny" sposób tej żałoby. Cała miłość jej małżonka była skierowana gdzie indziej, czego ona nie rozumiała (bo nie wiedziała) i czuła się niekochana i niespełniona. Dopiero sytuacja z kochanką pozwoliła jej zrozumieć co straciła przez ostatnie lata a co miała ta druga kobieta. I kiedy poczuła czego naprawdę jej brakowało (bliskość, intymność, miłość) mogła rozpocząć żałobę po tym. W tej sytuacji naturalne pragnienie wzięcia od kogoś wokół siebie prawdziwego daru miłości. Julie była pusta (bez uczucia) przez lata jak pustynia...
Gdyby nie śmierć męża, mogła by jeszcze długo żyć w iluzji wspaniałego życia (bo pewnie był z niego cudowny człowiek ogółem), tylko że bez spełnienia się w intymności i miłości...