co do "straconych pierwszych 70 minut".Stracone jest co najwyżej 40,bo filmik Nimibutra rzeczywiscie się rozłazi(choć może to kwestie kulturowe,trzeba by spytać widzów z Tajlandii),ale Kim Ji-woon pokazał klasę.Może pomysł jego segmentu jest banalny,ale wykonanie miażdży.Równie duszny i koszmarny klimat był chyba tylko w 'Cure' Kiyoshiego Kurosawy.Zdjęcia to dzieło geniusza - obrazy blokowiska i mieszkania powodują taki niepokoj i poczucie osamotnienia jakbyśmy byli tam naprawdę,razem z bohaterami. 'Memories' to więc drugi element(obok znakomitego 'Going home' Chana),który czyni 'Three' pozycją obowiazkową dla miłośników azajtyckiej grozy.
Zgadzam się w pełni, tylo ten Tajlandzki filmik jest shitem strasznym... reszta całkiem, całkiem chociaż wolę dłuuuższe filmy...
I ja również nie zgadzam się z opisem. Przede wszystkim, żadna z historii nie była straszna, co nie znaczy że którakolwiek była czasem straconym. Moim skromnym zdaniem, Memories to najmocniejszy punkt programu. The Wheel nie za bardzo pasowało klimatem. A raczej: nie pasowało w ogóle. Historia sama w sobie nie byłaby zła, gdyby zrobić z niej oddzielny i dłuższy film, ale do realiów wyznaczonych przez Memories, a potem "potwierdzonych" przez Going Home miała się jak wół do karety. Going Home - sam pomysł mi się spodobał (i z tego względu nie mówię o straconym czasie), natomiast realizacja była dla mnie dość cienka (oczywiście patrząc na ten film jako na horror, nie dramat z elementami "nie z tego świata"). W tej historii było największe pole do popisu w przestraszeniu widza, które nie zostało wykorzystane. W wielu filmach azjatyckich pojawia się motyw jakieś opuszczonej przestrzeni, która jest w taki sposób zaprezentowana, że widz odczuwa niepokój, a tutaj czegoś takiego zabrakło. Ogólnie w stosunku do całej opowieści mam wrażenie, że czegoś w niej brakowało.