Jest to jeden z moich ulubionych aktorów. Nie pamiętam żeby zagrał kiedykolwiek prostego człowieka. Zawsze psychole itp. Tak samo jest w turbulencji. Ray jak zawsze zaczyna spokojnie. Jest niewinny jak owieczka...Potem zaczyna swoje tango z szaleństwem. Pomimo, że go bardzo lubię, to kocham sceny w których jest maltretowany.
Sam film jest totalnym dnem...ale Ray Liotta wymiata...like always...Dlatego daję turbulencji 10/10.
Wszystkim ludzikom bez poczucia humoru...mówię...nic nie powiem.