wykonawstwo wiadomo, coś wyznacza, ale cała reszta nie wykracza poza format trzeciorzędnego kryminalnego serialu telewizyjnego czyniąc zasadnym przycisk mute sound button na pilocie..
W tym filmie fabuła ma znaczenie trzeciorzędne i nie ona jest głównym atutem filmu, ani w zamyśle twórców nie miała być specjalnie głęboka, ani zaskakująca, czy poruszająca. Ona miała tylko ożywić malarstwo Van Gogha na ekranie i zrobiła to wystarczająco dobrze. Nie czujesz tego filmu, po prostu. Lubisz filmy. A malarstwo? Artystyczną animację?
czołem i czółnem, możliwe że go faktycznie nie poczułem, natomiast pytanie jest trochę zbyt ogólne - czy lubisz malarstwo - to mniej więcej tak jakby zapytać czy lubisz literaturę? albo czy lubisz muzykę? zależy jaką, nie?
ogólnie to lubię i chyba dałem temu wyraz w powyższym tekście wprawdzie śmieszkując sobie troszeczkę, sugerując odbiór tego dzieła z wyłączeniem fonii, znaczy bez zbędnego plątania się w błędne ploty fabularne - rozumiem, że chodzi o pretekst, tym niemniej on tam ciągle jest i nie wiem czy udawania że go nie ma to najlepszy sposób odbioru tego dzieła, bo ktoś to jednak wymyślił, napisał i tam umieścił, czemuś to ma ostatecznie służyć.. pretekst znaczy co, mamy zatkać uszy i udawać, że go nie słyszymy?
poza tym jeśli już przy pretekstach jesteśmy, otóż mógłby on być lepszy, dla przykładu weź film schnabela U Bram Wieczności z następnego roku - ten albo nie potrzebował pretekstu albo wykorzystał modny, wręcz banalny pretekst w postaci wessania widza w dziwaczny sen schizofrenika (podobnie w jednej z nowelek ze Snów uczynił kurosawa), co sprawia, że ten film nie tylko się ogląda, ale też chce się go słuchać! jakież tam są przepiękne monologi wewnętrzne z nieba wtopione w piekło zewnętrznej materii, ileż tam bólu i cierpienia wymięszanych ze wzniosłością i powagą ludzkiego ducha, ileż medytacji nad sensem narodzin i śmierci, zmarszczek czasu zanurzonych w odbrużdżonej, mięciutkiej bezczasowości.. wściekłości i wrzasku pełni szekspirowscy galernicy wrażliwości jak u marii janion w studium lęku i odrazy jak u huntera s. thompsona wyją agonią i extazą jak u michała anioła - i jak się tego słucha, jak się to ogląda! all and everything inclusive po prostu, wszystko i rzecz wszelka z przepastnej wszechnicy wszechrzeczy wzbogacone o kwintesencję ze świata i okolic, ja to oglądam, łzy mi płyną, we własne istnienie się zapadam i tak ekstatycznie znikam, toć nawet pomyśleć o podziale tego dziełka schnabela na tak zwaną treść i na tak zwaną formę wydaje się bluźnierstwem, tej myśli ja w ogóle nie mam, tam jest pełnia, jest synergia..
i teraz co, po tym wszystkim ja mam tutaj do marnego formatu telewizyjnego powrócić i jakąś zagadkę kryminalną rozwiązywać? to trochę nie trafia w mój guścik po prostu, w moją estetykę, mija mój zmysł piękna, ale też zakładam, że ja mogę mieć jakieś niezbyt może mądre zastrzeżenia wobec kryminałów, niezbyt dobre osobiste perypetie z tym gatunkiem jako takim po prostu, bo ogólnie nudzi mnie whodunit trochę i niezbyt przepadam, mój umysł się błąka i wyłącza, mam inne upodobania, a jednak: potrafię docenić Detektywa, za portrety, za dochodzeniowy misz-masz, za walkę z przeciwnościami, za realia, za wymuszane na ludziach zeznania, ogólnie wszystkie te tak zwane psychologiczne elementy gry, to mnie uwalnia, wyzwala - niebagatelka - natomiast od odcinków specjalnych Miss Marple trzymajcie mnie proszę z daleka..
Z dużym zaciekawieniem przeczytałem Twój bardzo intelektualny post, świadczący o Twojej dużej wrażliwości i doskonale Cię teraz już chyba rozumiem - szukasz w filmach intelektualnej strawy duchowej, wyrafinowanej intrygi, najlepiej z domieszką filozofii i wszelkich możliwych rozterek naszego czasem może i wesołego, a częściej chyba jednak smutnego, czy wręcz koszmarnego bytowania na tej błękitnej planetce, w tym wciąż niezrozumiałym, niepojętym Wszechświecie, gdy masę pytań kłębi się pod czaszką, a konkretnych i czytelnych odpowiedzi wciąż, niestety, brak. Tymczasem animacja w tym filmie jest artystyczną i pyszną - podług mnie, oczywiście, to moje czysto subiektywne odczucie, jak Twoje - zabawą z wspaniałym dziełem malarskim Van Gogha, oczywiście, także filmowym hołdem złożonym wielkiemu artyście, który wiódł niezbyt wielkie, ani wspaniałe życie i to wszystko. Tylko tyle? Dla mnie aż tyle! A skoro nie spodobało Ci się moje, zbyt ogólne podług Ciebie, pytanie, zapytam konkretniej: czy lubisz malarstwo Van Gogha? I przede wszystkim: czy lubisz artystyczną animację bez wyrafinowanej i skomplikowanej fabuły, która broni się sama swoją wizualną ferią barw i wciąż zmieniających się, wibrujących kształtów przelewających się jedne w drugie i nie potrzebuje żadnych fabularnych podpórek? Czy każdy obraz w historii sztuki niesie za sobą jakąś ważką, ukrytą w nim treść? Czy musi nieść, aby być uznanym za dobry?
A jeszcze dodam, że film ten nie jest kryminałem z malarstwem van Gogha w tle, lecz dokładnie na odwrót, jest przede wszystkim artystyczną animacją z wątkiem kryminalnym snującym się gdzieś za naszymi plecami, po drugiej stronie świadomości, a tenże wątek nie ma na celu rozwikłania jakiejś bardzo tajemniczej zagadki śmierci Van Gogha, nie jest zatem tak naprawdę klasycznym kryminałem, lecz jest zamierzoną, przyjętą formą, konwencją, która miała ułatwić, przez dociekanie, zadawanie pytań i podążanie w miejsca pobytu Van Gogha, ukazanie jego siermiężnego, niewesołego życia i sprawiła się w tym doskonale. Czy po to zatrudnia się, jeśli mnie pamięć nie myli, 123 malarzy do produkcji filmu, aby opowiedzieć jakąś interesującą historię kryminalną? No chyba nie!
hej, nie nazwałbym się osobą wrażliwą, bardziej samotną. malarstwo van gogha lubię bardzo. dotykanie istoty widzenia - to mnie w nim fascynuje. van gogh maluje to, co widzi, nie - jak dajmy na to picasso - co myśli. więc jest to bliższe jakiegoś rdzenia, przeto mnie fascynuje. ten stan świadomości z którego van gogh najpierw patrzy, potem maluje. te światło, które jakby rozsadza obraz od środka. z artystycznych animacji to filmy tony'ego conrada i paula sharitsa zrobiły na mnie spore wrażenie ostatnio. także cykl belsona, Light, Yantra, Lapis, ogólnie abstrakcja. znaczy piękno dla samego piękna. coś w niej jest takiego, co zatrzymuje mój umysł z jednej strony, z drugiej - domaga się racjonalizacji przeżycia post faktum jednak. a podejrzewam też, że gdybym ponownie obejrzał dziś ten film:
https://vimeo.com/86838921
to bardzo bym się rozpłakał.
a ty kiedy ostatnio płakałeś na jakimś filmie?
hmm, jak tak teraz sobie przypominam tego Vincenta nieszczęsnego to myślę, że mogłem go nie widzieć wcale - bardziej oglądać swoje myśli o nim oraz słuchać myśli innych o nim, które krążyły po pokoju.
być może jest więc tak, że plot fabularny, nawet jeśli pretekstowy jak piszesz, angażuje mój umysł kosztem widzenia obrazu. potem mam pretensje o ten plot, tymczasem powinienem mieć pretensje również i do siebie za to, że nie potrafiłem ponad ten plot wznieść się. oczywiście są takie ploty, które ten wzlot ułatwiają. opisany wyżej U Bram Wieczności to dobry przykład, Cienka Czerwona Linia to inny, równie dobry albo kino jonasa mekasa - takie filmy nazywam arcydziełami. są i takie, przy których trzeba się namęczyć, wysilić - Twój Vincent to w mojej opinii ten drugi przykład kina. jeśli więc się czepiam, to tylko dlatego, bo poznałem coś, co działa na mnie bardziej po prostu, pobudza niemal bez żadnego wysiłku z mojej strony.
powiedzmy więc, tymczasowo reasumując, że jest to kwestia ładnego prezentu spod choinki zapakowanego w szary papier - jeśli patrzeć nań pod kątem zawartości to wspaniale, jeśli pod kątem całości (zawartość + opakowanie) to już mniej wspaniale. wolałbym po prostu, aby opakowanie było równie cenne. z tego też powodu nie wkładam np. brudnych jajek do lodówki albo zwracam uwagę na okładki płyt czy xiążek - to opakowanie ostatecznie też ma jakąś wartość i wolałbym, aby ta wartość nie odstawała aż tak bardzo od jego zawartości:)
Ja nie czuję. Nie znoszę animacji i nie lubię Van Gogha, choć rozumiem, jak postrzegał rzeczywistość i dlaczego.
noo, bardzo odosobniony głos w dyskusji to jest powiem szczerze - bo na przykład ja dotychmiast żyłem w przeświadczeniu, iż fabularnie i dramaturgicznie film ten woła o pomstę do najwyższego montażysty wprawdzie, ale wizualnie tańczy na siatkówce oka w sposób co najmniej zadowalający.. zaprawdę różne bywają makijaże gniewu, jak powiadają poety..
Byłabym nieuczciwa pisząc, że doceniam włożoną pracę, ponieważ istnieje powiedzenie "Pracuj mądrze, a nie ciężko". Ruchome obrazki w ogóle do mnie nie przemówiły, a wręcz wywołały dojmujące poczucie, źe ta koncepcja jest totalnym nieporozumieniem. Czułam się jak na jarmarku. Nie tędy droga.
a Chłopów kupujesz czy również podkopujesz?
(bo zakład, być może błędnie, iż temat ów odżył w związku z ich niedawno przypercepowaną premierą kinową)
Możliwe, że to jest oszałamiające w kinie przy zachowaniu całego rytuału. Widz, który zapłacił za bilet jest też skłonny do większej łaskawości. Ja oglądam na kompie. Trzeba czegoś innego, żeby mnie oczarować.