Twój na zawsze

Remember Me
2010
7,3 130 tys. ocen
7,3 10 1 130476
5,9 11 krytyków
Twój na zawsze
powrót do forum filmu Twój na zawsze

Całkiem przyzwoity film, przyznam że spodziewałem się czegoś gorszego. Momentami pretensjonalny, czasem przekombinowany, dialogi "też nie do końca do mnie przemawiały", nie wiem, może to specyfika amerykańskiego kina XXI wieku którego "nie rozumiem" i z którym mam niewiele do czynienia.. Cóż wziąłem na to poprawkę, nie jestem krytykiem, często oceniam filmy emocjonalnie i nie mam z tym problemu, w tym wypadku jest podobnie.. Klimat filmu, zdjęcia, muzyka i dobra gra aktorów w pewnym stopniu przyćmiewają wg mnie niedopracowany scenariusz, chociaż "niedopracowany" to może nieodpowiednie słowo, wydaje mi się że pewne zabiegi poczyniono tutaj celowo dla zwiększenia sukcesu komercyjnego, trochę szkoda.. Remember Me miał zadatki na naprawdę solidny dramat, ale jest na pewno dobrym produktem i chyba właśnie to jest jego największym problemem i zarazem wina tych niedociągnięć. Jest przewidywalny, ale to nie kiepski scenariusz, tylko delikatne sugestie co do czasu i miejsca pozwalały spokojnie kojarzyć fakty.. Przyznam że męczyłem się momentami, ledwo przetrwałem szopkę w biurze itp., ale kilka rzeczy nie dawało mi spokoju, generalnie cała ta pozornie romantyczna otoczka wydawała mi się dziwna, albo może nie dziwna, ale miałem wrażenie że to nie wszystko, heh.

To zabawne że od razu nie skumałem o co chodzi ale możliwe że to wina negatywnego nastawienia i późnej(albo wczesnej, 4 rano - jak dla kogo) pory, heh, chociaż teraz widzę, że ktoś bardziej kumaty był by w stanie przewidzieć koniec po 10 min filmu(miejsce+data+wykład), heh. Sam się sobie dziwie, bo zwróciłem uwagę na masę szczegółów, ale nie poskładałem tego w całość.. może taki właśnie był plan? heh, na pewno, ale to chyba dobrze, czasem przyjemniej jest dać się ponieść "magii kina" a nie w każdej sekundzie z wytężonym umysłem oczekiwać metafory(które akurat w tym wypadku dostajemy na tacy razem z pamiętnikiem głównego bohatera->kto to wymyślił?, okk, właśnie sobie przypomniałem tatuaż.. jest gorzej, nie ważne..), to chyba dobrze że niektóre filmy można po prostu przeżyć, chociaż może w tym wypadku to stwierdzenie jest lekkim nadużyciem:) Tak czy siak, nastawiałem się na nieskomplikowany, co najwyżej nieco wzruszający kawałek filmu, gratis otrzymałem świetnie zagraną i zgrabnie poprowadzoną po nitce do kłębka historie, okraszoną(chyba dla zmyłki) w "lekko" naciągane dialogi, średnie romansidło i familiadę, która mimo wszystko też mnie zmyliła, przez pewien czas sądziłem że Tyler dokona próby samobójczej, albo zdesperowany i niebezpieczny tatuś niebieskookiej odwali jakiś numer..

[spoiler]Na szczęście w tym wszystkim kryło się coś więcej, chociaż na początku nie było tak kolorowo.. hehe, najpierw moją uwagę zwróciła data -> 1991? ała..flashback i trauma z dzieciństwa, standard.. świetne podłoże do zbudowania skomplikowanej osobowości :|, heh, taaa no i matka dziewczynki zostaje zamordowana, taaa :|, pojawił się tatuś mściciel..aha, miałem ochotę wyłączyć... mimo wszystko zawiedziony, sięgam do klawiatury i.. nagle 10 lat później, mówię, tylko 10? z kim będą się utożsamiać nastolatki?, przecież dzisiaj bohaterowie filmu są przed 30.. nie no, oglądam dalej bo czuje że będzie lepiej :D czekaj, 2001? czemu akurat 2001, hmm, dobra, nieważne.. zaraz pewnie na kogoś spadnie sonda kosmiczna i znowu będzie wehikuł czasu, heh. Ok, po paru min mi przeszło, napiłem się kawy i postanowiłem obejrzeć to "dzieło" do końca, a przynajmniej chciałem spróbować... Bla bla bla, następna wskazówka, wykład o terroryzmie, fatalnie, przypomniałem sobie o nim dopiero na końcu, szkoda(albo i nie), fakt, był zalany nieco papką z pamiętnika, cytatami itp. itp, ale rzeczywiście powinien zwrócić moją uwagę, przecież to był rok 2001, a nie 2010, nowy york i jak się później okazało koniec roku szkolnego.. ehh.. zwykły zbieg okoliczności? -> temat->miejsce->rok... aż mi wstyd, trudno, jedziemy dalej -> przechwałki koleżki księcia ciemności "kocham to miasto, kocham te ulice, jest największe i najlepsze na świecie itp." fajnie.. czubek to fakt i bajerkę ma czerstwą, ale żeby aż tak?eh.. reszta w dużym skrócie -> żegnaj szkoło, hej przygodo!, wakacje, wakacje, familiada, melodramat, familiada i po wakacjach.. spoko, przetrwałem.. rodzinka ma się coraz lepiej, jest fajnie, pęknięte serduszko już posklejane.. no i nagle, w chwili w której tatuś oznajmił ni stąd ni zowąd, że ma zamiar zawieźć córkę do szkoły a drakula stwierdził że poczeka w biurze, szkoła? czekaj, wrzesień 2001? rano, przecież o 9... no i wszystko stało się jasne :D, Przecieram zaspane oczy, no bez jaj, serio? ale numer, faktycznie, przecież od samego początku wszystko idealnie do siebie pasuje.. następne kilka min było tylko potwierdzeniem moich domysłów, winda, biuro, widok z okna .. eh, fakt, chyba nie jestem zbyt spostrzegawczy ale uwielbiam to uczucie, ogarniające mnie w chwili w której zdaje sobie sprawę z dryfowania jakiego doznałem podczas oglądania filmu:D tym lepiej kiedy po samym filmie się tego nie spodziewałem. Nie jest to raczej komplement ale może po prostu dzięki temu, że totalnie go zlekceważyłem byłem w stanie się zaskoczyć..

Swoją drogą.. długo USA otrząsa się po tej tragedii, ale to dobrze, że ktoś w końcu sięgnął po ten temat i nie zrobił z tego kolejnej katastroficznej "patastrofy" tylko wycisnął całkiem zgrabny wątek dramatyczny. Końcówka a raczej szkielet filmu(cała reszta była jak dla mnie tylko mydleniem oczu-niestety wątek romantyczny nie był wg mnie przekonujący, generalnie, żal mi się zrobiło na myśl o pustce jaką pozostawił każdy z tych ludzi a nie na widok dziewczyny czy nawet siostry głównego bohatera, zresztą pamiętam ten dzień jak dziś, może to dlatego..), zdjęcia, muzyka i naprawdę przyzwoita gra aktorów, w tym bardzo dobra samego Pattisona wyciąga jak dla mnie ten film z 4, może 5 za scenariusz, na 8 za całokształt.