Mój sentyment do Twistera z 1996roku wiąże się bezpośrednio z wyczuwalną analogią do Czarnoksiężnika z krainy Oz. Oczywiście nie traktuję filmu jak mniej lub bardziej wierną adaptację powieści,jedynie jako punkt odniesienia. Innym powodem moich częstych powrotów do filmu jest scena biesiadna u cioci Meg;moim zdaniem jest ona wiążąca,coś w stylu:to co było,to co jest i,to co będzie.
Jeśli chodzi o Twisters z 2024,to jedynie kojarzy mi się z Sylwestrem:jest fajnie, jest impreza,są fajerwerki,ale wiecie co,to jednorazowa impreza, po której pozostaje jedynie kac gigant.