Film pretensjonalny, chce udawać ambitny, co zupełnie mu nie wychodzi. Pani reżyser tak irytująca, że miałam ochotę rzucić czymś w ekran. Miejscami ma być szokujący, a jest po prostu niesmaczny... dawno nie miałam aż takiej ochoty wyjść już po kwadransie. Tym, którzy myślą, że to arcydzieło, a reszta po prostu tego filmu nie rozumie... szczerze współczuję!
Zachęcam, żeby sprawdzić rozkład IQ w populacji. Zrozumieć, jakie konsekwencje z tego wynikają. Otóż faktem jest, że ludzie mają różne poziomy inteligencji, co za tym idzie i zdolności poznawczych. Gdyby tak nie było, nie byłoby to mierzalne, zauważalne ani sprawdzalne. Różnice w sposobie myślenia i rozumienia są realne i znaczące. Mają ogromne znaczenie dla jakości rozumienia rzeczywistości. Osoba mniej zaawansowana poznawczo nie jest w stanie „doskoczyć” do perspektywy osoby bardziej rozwiniętej intelektualnie — gdyby tak było, nie byłaby mniej rozwinięta. W praktyce oznacza to, że istnieją dwa światy poznawcze, które nie mogą się spotkać. Dlatego rozmowa o sztuce czy ideach między przedstawicielami różnych grup jest fundamentalnie jałowa. Wobec czego nie będę przekonywał o wartości filmu. Zwrócę tylko uwagę, że w świetle tych faktów, zdanie "Tym, którzy myślą, że to arcydzieło, a reszta po prostu tego filmu nie rozumie... szczerze współczuję" brzmi niezrozumiale. Wobec czego....
Jeśli opisałbym ten film dokładnie tymi samymi słowami, co osoba powyżej – tylko z dopiskiem „nie” (niepretensjonalny, niesiłujący się na szokowanie, używający środków adekwatnie do tego, o czym opowiada) – to czy mój osąd, mając 190 IQ, byłby bliżej „obiektywnej” prawdy o tym filmie?
Jeśli faktycznie działa tu zasada podkowy – uniwersalna prawda której z głębin swej mądrości jestem świadom, mówiąca, że rzeczy w swoich skrajnych formach upodabniają się do swoich przeciwieństw – to prowadzi nas to do ciekawego wniosku.
Dla osoby o bardzo niskiej wrażliwości kulturowej film może być „głupi”, bo go nie rozumie.
Dla osoby ekstremalnie inteligentnej, o ogromnej zdolności percepcji, ten sam film również może być „głupi”, bo nie dorasta do jej aparatu poznawczego.
Dwa umysły będące absolutnymi przeciwieństwami – zgodzą się co do oceny.
I co wtedy? Jak wyznaczyć wartość „obiektywną”, skoro skrajności spotykają się w tym samym punkcie?
Wniosek jest prosty: nie da się jej wyznaczyć.
Nie dlatego, że film jest „niejasny”, lecz dlatego, że nie istnieje żadna miara oderwana od percepcji widza.
Słowem spór o wartość filmu, jest jeszcze fundamentalniej jałowy, niż z pierwszego powodu.