Film jest nieziemsko sztampowy, stereotypowy, źle skonstruowany od strony dramaturgicznej. Wewnętrzne stany emocjonalne Madonny doprawione sentymentalizmem i banałami o życiu rodzinnym to zbyt mało, by siedzieć tyle czasu w kinie ( chyba, że żal nam wydanych pieniędzy...)
W.
Postać ojca biologicznego pojawiającego się w sądzie nie wnosi ładunku napięcia, następnie przepada jak kamień w wodę, wątki się rwą. A temat gejowski? Aż dziw bierze, że Ruppert Everett zagrał w tak grzecznym filmie, gdzie dwóch panów może ze sobą co najwyżej pójść do opery i gdzie tak na prawdę temat niesprawiedliwego potraktowania ojca-geja nie został podjęty. Grzeczna amerykańska produkcja, wszystkiego po trochu (american pie), do tego źle zrobiona.
A.