Bo ja piękna w tym w tym co zrobili „przyjaciele” Howarda nie zauważyłam. Ewidentnie natomiast można było dostrzec ich egoizm i interesowność. W opisie filmu było min. zdanie „(...)jego znajomi opracowują niekonwencjonalny plan, by wyleczyć go z choroby” Owszem, plan był niekonwencjonalny, ale ,żeby w chorobę wpędzić. Depresja nie jest chorobą psychiczną, natomiast widzenie osób, ba, nawet nie osób a zmaterializowanych uczuć ( miłość), czasu, to już podchodzi pod schizofrenie. Jak może czuć się inteligentny, zdrowy na ciele i umyśle człowiek, do którego nagle przemawia czas?! Na miejscu bohatera szybko gnałabym do psychiatry.
Reżyser miał pomysł, ale coś mu się pomyliło. Miał być dramat, afirmacja przyjaźni, a wyszedł thriller , z lekka nietypowy bo naszpikowany truistycznymi wywodami i zakończeniem jak w kiepskim melodramacie. A tym filmie absurd goni absurd i nic pięknego w nim nie zauważyłam. A może to piękno było bardzo mocno ukryte, o! I to był się reżyserowi udało. Udało mu się ukryć piękno ! ;)