i trafia akurat na ludzi, perfekcyjnie znających francuski. Nieważne- zabita dechami stepowa wioska, czy okoliczny włóczęga...
Sama fabuła zrobiła na mnie wrażenie udającej głębię i dłużącej się opowieści, w która trudno się wciągnąć.
Nie urzekł mnie.
widocznie w szkole mieli francuski i podchodzili do nauki bardzo poważnie,mając nadzieję,że kiedyś im się przyda.
Francuz też był pewnie wkurzony. Myślał, że spokojnie sobie umrze - jak Ci szamani, w jakiejś zapadłej dziurze na krańcu świata, a tu tylu gapowiczów załapało się na Jego wycieczkę po śmierć. A jak samochód nawalił (czy może benzyny zabrakło?) to nikt się nad nim nie pochylił. Ot i podły los człowieka.