Film opowiada o tym samym co każdy dokument o UFO od lat. Greer - były lekarz, ufolog - w kolejnej swojej krucjato-produkcji powiela schematy. Ponadto każe nazywać się doktorem nie w tej dziedzinie co trzeba. Chłop płacze, kiedy mówi o latających spodkach - w filmie, który sam wyprodukował. Mało tego, bo wcześniej był też film Sirius (2013) - 4/10 - który też produkował, a w którym TEŻ kurna płakał. Zboczeniec? Fanatyk? Nie czaję typa. W sumie po co rozpowszechniać swoje łatwo podważalne dowody i wywody nad tym czy kosmici istnieją? Kto zechce, i nie ma ograniczonego przez czynnik zewnętrzny umysłu, ten uwierzy albo już dawno wierzy. Ostatecznie istoty pozaziemskie i tak nie chcą nam się pokazać, no to wyjobane. Być może rządy się z nimi komunikują, ale to absolutnie logiczne i naturalne, że nic nie idzie do opinii publicznej, bo ludzie to stado baranów, które nie może się o tym dowiedzieć. Doprowadziłoby to do najgorszych scenariuszy, łącznie z ogólnoświatową, trudną do okiełznania anarchią i wszechobecnym chaosem. Rozpadłyby się podwaliny całej ludzkości. Wracając jednak do filmu, Greera i jego płaczu, prędzej uwierzę, że to rządzący zrobili taki dokument aby ośmieszyć wierzących w E.T., po to by z łatwością dalej taić sprawę. Tu nawet nie trzeba być ekspertem aby dostrzec ściemę w pokazywanych filmikach czy przedstawianych, dwuznacznie brzmiących dokumentach, często bez żadnego pokrycia. Sądząc po ocenach, na Sirius dałem się nabrać, ale tu się nie dam.