Tym razem niestety bez Beckinsale, również sam film to najzwyklejsze w świecie kino fantasy, wstawione jedynie do uniwersum Underworld. Jest sporo ciekawostek, wcześniejsze postacie drugoplanowe wychodzą do pierwszego szeregu, dostajemy również trochę smaczków i rozwinięcie historii, na przykład pierwsze spotkanie Raze'a i Luciana. I byłoby naprawdę przyzwoicie i smakowicie, jednak jest poważny problem z tym filmem. Siedzi tu sporo takich małych bonusików dla znających poprzednie dwie części, jednak jednocześnie znając wcześniejsze historie doskonale zna się już po pierwszych minutach przebieg tej. Taki to problem z prequelami, że albo opowiadają coś nowego, co nie było wspomniane, albo historię doskonale o doskonale znanym przebiegu z wcześniejszych filmów, jednak późniejszych chronologicznie w opowiedzianej historii. Dlatego najlepiej mogą się na filmie bawić widzowie zupełnie niezaznajomieni z 'Underwold', dla których jest to pierwsze spotkanie z sagą. Niestety, jakby mieli następnie atakować wcześniejsze części zostają ograbieni z ogromnej części frajdy przez ostatnią scenę, zupełnie niepotrzebną akurat tu i teraz, w tym filmie. Cóż, tak to bywa, jak chce się wszystkim dogodzić.