Po pierwsze; to hańba dla Filmwebu, że w opisie są jakieś bzdury o usprawnianiu łączności - ten kto to napisal chyba filmu w ogóle nie widział i chyba coś zle przetłumaczył z angielskiego. To prawda co pisali użytkownicy w ostatnich tematach na tym forum - ekipa przybywa zrobić reportaż o bardzo starej kobiecie, a właściwie o jej śmierci i uroczystościach z nią związanych i rzeczywiście kobieta wbrew nadziejom ekipy stara się nie umrzeć:). Jest w tym filmie coś wyjątkowego, taki klimat komiediodramatyczny. Choć ani trochę nie jest to komedia, z całej sytuacji wypływa nutka cierpkiego humoru, takiego w angielskim-absurdalnym stylu, no i dużo mądrości - co charakteryzuje wszystkie irańskie filmy, które widziałem. I nie są to jakieś banały (w amerykańskim stylu), ale coś co twórcy filmu mają naprawdę do przekazania, coś dlaczego warto film obejrzeć. Ale być może jest to moje bardzo subiektywne wrażenie, bo cenię kino azjatyckie szczególnie własnie z Iranu. Główny bohater, który poznaje zwyczaje panujące w wiosce zawiera też trzy przyjaznie(znajomości). Wszystkie są inne - róznią się, z każdą z tych osób prowadzi inne rozmowy, ale wszystkie są dla niego ważne i pozwalają mu bliżej poznać lokalną społeczność. Pierwsza znajomość z człowiekiem kopiącym dół, druga z chłopcem (o imieniu chyba Farzad) - ambitnym uczniem, trzecia z kobietą - matką dziesięciorga dzieci. Warto sie im przyjrzeć. Moim zdaniem ten film wcale nie jest nudny (w przeciwieństwie do "Anioł na pramym ramieniu" wyprodukowanemu w niedalekim Iranowi Tadzykistanie, który to film, widziałem dzień wcześniej i jakoś mnie nie przekonał), mimo że z taką opinią się tu spotkałem i to u osoby, która pisała, że podobały się jej inne filmy z tego kraju. To trochę obaliło moją teorię, że trzeba ten klimat lubić i nuda nie grozi, ale na pewno trzeba sie skupić... bo warto. Dla mnie w tym filmie kilka rzeczy zostało niedopowiedzianych... ale to może specjalnie, żeby skupić się na najważniejszym. W każdym razie film daje do myslenia. Wahałem się między oceną 7 a 8 i dałem 8, choć nie jest to mocna ósemka, bo widziałem jednak trochę lepsze filmy z tego kraju (w tym choćby "Smak Wiśni" tego samego reżysera Abbasa Kiarostamiego).
Niech bedzie pochwalony.
Ten film Karostamiego widziałem bardzo dawno i pamietam, ze był to mój pierwszy kontakt z kinem irańskim. Uderzyła i zauroczyła mnie prostota tego filmu (i jak sie pozniej przekonałem specyficzny sposob narracji dla filmów z tego kregu kulturalnego). Nie pamietam za bardzo fabuły filmu, ale jego klimat i wrażenie jakie na mnie wywarł i ciągle wywiera. Po pierwsze zdjęcia - każdy film irański jest w innym kolorze - w tym wypadku dominujacy (i kojący) pomarańczowy. Po drugie sposób opowiadania historii - ukazanie bohatera (jego koledzy cały czas siedza w domu i ani razu ich nie zobaczymy :) w bardzo prostych czynnosciach, ktore z roznicy kulturalnych stają sie zabawne mimo ciągłego ich powtarzania (łapanie sygnału na telefon komórkowy :))). Po trzecie właśnie ta symbolika. Reżyser chyba zdaje sobie sprawe, że próba przekazania reszcie światu problemów krajów bliskiego wschodu w tradycyjny czy wręcz dokumentalny sposób jest nie możliwa lub spotkała by się z murem obojętności w innych (czyt. "cywilizowanych") krajach. Filmy irańskie tak ubogie w słowa zyskują swoją magię i uniwersalnośc poprzez niezwykle poetyczne obrazy i...niedopowiedzenia właśnie. Kiarostami jakby przypomina główne zadanie kina - nie oddziaływanie przez słowo pisane czy mówione, ale przez obraz! Poezja jaka płynie z filmów irańskich jest kluczem do zrozumienia nie obyczajów, polityki, kultury tamtego świata, ale ludzi (!) w najprostszych czynnościach życiowych. W tym momencie zanika kulturowy mur, pozwalajac nam 'ucywilizowanym' zatrzymać się, dokonac rachunku sumienia, przewartosciowania swojego zycia i odkrycia na nowo celu naszej egzystencji.
W niedługim czasie po "Uniesie nas wiatr" miałem okazje zobaczyć "Kolory raju" (paleta kolorów - głównie środowiska - wydajaca sie zupełnie nie możliwa dla tego pustynnego kraju!), ktore nie zrobiły już na mnie tak wielkiego wrażenia, a nawet rozczarowały tendecyjnymi rozwiązaniami fabularnymi zmierzającymi ku wyciśnięciu łez - główny bohater to niewidomy chłopiec! Dopiero "Dzieci niebios" (szarość i biel), bez tego co posiadał poprzedni (późniejszy, bo z 1998) obraz majid majida, sprawiły, że moje serce znów zabiło...wolniej ;). Niestety nie widziałem "Smaku wiśni", o którym słyszałem, że ma niesamowicie metaforyczne zakończenie.
Jestem ciekaw czy to koniec irańskiej mody jaka zapanowala w kinach studyjnych. Po pokazie najnowszego filmu Kiarostamiego "Five", poprzez osiągniecie jeszcze wiekszej (chyba już maksymalniej!!!) prostoty, ktora w oczach wielu nie jest już uważana jako istota kina, jestem ciekaw w jakim kierunku będzie zmierzać ta bardzo interesujaca kinematografia? Czy Roma Gutek postanawia teraz przerzucić się na równie interesujace (egzotyczne) kino koreańskie (premiera OldBoya - 8 października)? Miejmy nadzieje, że kino irańskie zadomowiło się już w naszym kraju i nie zostanie zapomniane, bo byłaby to wielka strata dla wszystkich.
Pozdrawiam.
Samarytanin.