Miałem fatalne miejsce, kobieta przede mną strasznie się kręciła śmiertelnie się zresztą nudząc, byłem potwornie zmęczony i koncentrując się na utrzymywaniu przytomności zgubiłem parę linijek dialogu...ale w niczym mi to nie przeszkadzało. Film jest wspaniały. Kino Niedokończone Kiarostamiego bardzo mi pasuje - swobodnie odkrywam na swój własny sposób białe plamy pozostawione przez reżysera...
W "Uniesie nas wiatr" widać dwie rzeczy - miłość twórcy do świata, który przedstawia i kunszt wykonania. Film jest pozornie statyczny - na przykład, jest scena, gdy "inżynier" podwozi dzieci do wioski. Kamera obserwuje "inżyniera" przez szybę i nie zmienia położenia ani razu - w międzyczasie "inżynier" zabiera dzieciaki, rozmawia z Farzadem, który nie chce jechać, wjeżdża pod górę, pyta o swoich kolegów, zjeżdża na dół, spotyka Farzada, który dalej nie chce wsiąść, dociera do miejsca, w którym dzieci wsiadły, po czym orientuje się, że wciąż siedzą one na tylnym siedzeniu, więc każe im wysiąść...wszystko w jednym ujęciu.
"Inżynier" jest człowiekiem z miasta, w maleńkiej wiosce, do której przyjechał, zderza się z łagodnością, spokojem i zwyczajnością życia. Czekając bezczynnie na śmierć babci Malek, prowadzi rozmowy z mieszkańcami - snuje się między wzgórzem, na którym może porozmawiać przez komórkę, szkołą, herbaciarnią, swoją kwaterą...mieszkańcy traktują go jak kolejny element przyrody - nie wzbudza on wcale zainteresowania, w żaden sposób nie zostaje zachwiana równowaga egzystencji tej wioski, tych ludzi... W piękną metaforę zmienia się scena z żółwiem - "inżynier" obserwuje na wzgórzu spacerującego żółwia, po czym przewraca go do góry nogami i odjeżdża, a żółw po chwili podnosi się i odwraca sam...i idzie dalej.