Zastanawiałam się czy po obejrzeniu tych 150 min. (bo tyle trwa film) moje zdanie o Hitlerze się zmieni? Czy ujrzę w nim CZŁOWIEKA? Człowieka, który potrafił kochać, potrafił być wrażliwy i delikatny? Tylko nad tym się zastanawiałam-czy będę umiała dostrzec w nim człowieka. Oczywiście wiele zależy od osobistego nastawienia do postaci Hitlera, ale czy Niemcy będą umieli przekonać Nas- Polaków, do tego, że on jednak nie był tyranem? Wówczas mogłam sobie odpowiedzieć, że to okaże się dopiero po obejrzeniu filmu .Chciałam pozbyć się uprzedzeń i iść do kina z czystym kontem dla Hitlera, chciałam go ocenić obiektywnie. Pozostawało tylko jeszcze jedno pytanie: Czy mi- Polce- uda się to? 
Teraz mogę powiedzieć, że chyba jednak mi się udało. Wiadome jest przecież, że jeden film nie zmieni diametralnie stereotypu człowieka, który funkcjonuje w świadomości ludzkiej od czasów wojny i jej zakończenia, czyli od przeszło 50 lat. To jest oczywiste, ale przyznam szczerze, że mój stereotyp został poddany wahaniu. I to dosyć mocnemu wahaniu. Hitler jednak był człowiekiem-teraz mogę to powiedzieć. Budziły się w nim uczucia ludzkie chociaż on sam tłumił je w sobie, sam wpajał sobie inne reguły według, których chce żyć i tworzyć swoje państwo-zabawiał się w Boga i co najlepsze wierzył w to. Film pokazuje przede wszystkim upór i determinację (?!),zapatrzenie w swoje cele i chęć ich osiągnięcia przez Hitlera. Chociaż z ekranu często padają słowa-„To już koniec”, ”Przegraliśmy wojnę”, chociaż Hitler już wykazuje skłonności do rezygnacji i mówi „Róbcie co chcecie”, to jednak nadal cały czas budzi się w nim uczucie: „NIE! NIE PODDAM SIĘ!” To uczucie budzi się także we wszystkich osobach, które przebywają z nim w bunkrze. To właśnie te osoby okazały się lojalne do samego końca -gdy wszyscy inni już opuścili swojego Führera, gdy to dowiaduje się on co chwilę, że wszyscy na których polegał zdradzili go i pozostał sam ze sobą. Ci ludzie byli ślepo zapatrzeni w ideę Hitlera. 
Sama postać Adolfa zgrana przez Bruno Ganz’a jest wykreowana kapitalnie. Oddana w najdrobniejszych szczegółach. I jak mówi sama Ewa Braun: „On krzyczy tylko wtedy, gdy jest Führer’em”. To prawda. Hitler w końcu podejmuje decyzję o samobójczej śmierci, a swojego najbardziej zaufanego podwładnego prosi, aby zarówno jego jak i zwłoki jego żony spalił. Jednak decyzja o samobójczej śmierci jest dokładnie weryfikowana i przemyślana, a sam Hitler do niej dojrzewa. Nie podejmuje jej od razu, następuje wiele etapów, wśród nich pojawiają się jeszcze nadzieje na wygranie walki-wszelkimi sposobami stara się myśleć pozytywnie i o tym, że WYGRA. Jednak nie-to właśnie on przegra, przegra to co sam rozpętał. W końcu decyduje się wraz z żoną na desperacki (a może jednak ostateczny i jedyny) krok-wypijają truciznę i strzelają sobie w głowę... 
Hitler w filmie to postać, która jest schorowana i strasznie zmęczona wojną. Ma przebłyski człowieczeństwa, ale są one chwilowe i tylko po to, aby zaraz po nich wykrzyczeć:” Cywile? W tej wojnie nie ma cywilów! Dla nikogo nie mam współczucia, nie uronię za nich ani jednej łzy, bo nie zasłużyli na nic lepszego jak na śmierć.” Jednak w pewnym momencie uczucie współczucia staje się bliskie Hitlerowi-może nie o tyle współczucie co litość-gdy to uśmierca swojego ukochanego psa, wlewając mu osobiście truciznę do pyska. 
A jaki jest ogólny obraz filmu? Wiele scen wzruszających. Pokazują one, że nie tylko my cierpieliśmy, ale Niemcy także-obraz Berlina i ludności cywilnej, ciągłe samobójstwa-są częstym motywem w tym filmie. Wzruszająca scena, gdy lekarz SS prosi Hitlera aby ten pozwolił mu wyjechać z Berlina, a Wódz się nie zgadza, wówczas lekarz po powrocie do domu (żona i dzieci) siada ubrany w galowy mundur do kolacji. Żona widząc, że coś jest nie tak pyta: „ Coś się stało?” Odpowiedź: „Nie nic” I w tym momencie widzimy, że mężczyzna pod stołem trzyma w rękach dwa granaty, którymi wysadza się przy rodzinnym stole- giną wszyscy...Takich scen jest w filmie wiele. Dzieci ślepo zapatrzone w swojego przywódcę giną za niego, z jego imieniem na ustach... Żona Goebbelsa, która dla dobra swoich dzieci osobiście sama je otruwa wlewając im truciznę do ust mówiąc, że to lekarstwo... By następnie wraz z mężem popełnić samobójstwo...Jednym słowem mnogość tych scen przyprawia człowieka o wzruszenie-i przyznam się szczerze, że parę razy wzruszyłam się patrząc na ekran, momentami nawet było mi żal samego Hitlera. 
A jak wygląda wartość techniczna filmu? Przede wszystkim bardzo dobre efekty dźwiękowe -ostrzały i bombardowania były tak głośnie, że siedząc na sali miałam wrażenie, iż granat wybuchł właśnie koło mnie. Zdjęcia również świetne. Montaż-właśnie tutaj montażyście posłużyli się pewna techniką tzw. ”trzęsienia kamera” .Obraz „trzęsie” się na ekranie jakby momentami kamerował go amator, który np. ucieka przed świszczącymi kulami, gdy ziemia wzrusza się od wybuchu, kamera i obraz również. Ciekawy efekt-wiele razy stosowany w filmach wojennych. Dobry, chociaż przyznam, że momentami męczący. Muzyka adekwatna do tematu. Ciekawy pomysł realizatorów, aby na końcu pokazać zdjęcia postaci i krótko opisać co się dzieje lub co się działo z nimi po zakończeniu II wojny światowej. Z tych przypisów dowiadujemy się np. że wielu z tych ludzi przeżyło do współczesnych czasów (niektórzy umarli w 1997 roku,2001 a nawet 2003 r., niektórzy żyją nawet do dzisiaj!) 
Oczywiście zakończenie filmu również jest bardzo otwarte-budzi jakieś nadzieje na przyszłość, na wkroczenie w nowy świat, stworzenie nowej cywilizacji. Sekretarka Hitlera uciekła z Berlina wraz z małym chłopcem i razem w scenie końcowej jadą na rowerze w nieznane...Scena dość wymowna i uniwersalna, każdy może sobie sam dopowiedzieć zakończenie. 
Ogólnie film bardzo polecam-każdy z nas powinien go obejrzeć i zastanowić się nad pewnymi sprawami, bo to nie jest film przygodowy, fantastyczny czy sensacyjny-to przede wszystkim film prawdziwy, historia tutaj jest głównym bohaterem i nie powinniśmy o tym zapominać przy tego typu produkcjach.
Kochać? Otóż moim zdaniem nie potrafił. Był uprzejmy wobec kobiet (czy również w stosunku do towarzyszki życia? tego film nie ukazuje; w ogóle nie ma w filmie zadnego prawdziwego styku między tymi dwojgiem, poza pocałunkiem na pokaz), hodował pieski, ale to nie zaświadcza o zdolności do głębszych uczuć. Ot, sentymentalizm. 
 
Film chyba nie miał wybielać Hitlera, ile raczej stanowić dla nas ostrzeżenie, że Dolfi był takim przeciętnym jak my człowiekiem, rownież jak my niezdolnym do miłości właśnie, i że każdy z nas może czuć się potencjalnie zagrożony takim samoskażeniem jak on. Czy człowiek znający miłość byłby w stanie (ograniczając się ledwie do tych filmowych dni dwunastu) z taką swobodą i tak nienawistnie ferować wyroki przeciwko własnemu narodowi? (Świadomie pomijam pozostałe zbrodnie.) 
 
Być może Hitler rzeczywiście krzyczał tylko wtedy, gdy był Führerem, jednak doskonale potrafię sobie wyobrazić, że małą Braun sterroryzował bez potrzeby używania słów. Do tego nie potrzeba krzyku. Do tego wystarczy choćby i milczenie, albo brak zbliżeń z partnerem, perwersyjne wydzielanie czułości, albo i całkowite powstrzymywanie się od niej. 
I taka mi sie Braunówka też jawi. Pozbawiona uczuć głębszych ze strony osoby „najbliższej”. I czemu reżyser ominął tak skrzętnie właśnie intymną stronę życia Hitlera? Według mnie to ogromny mankament tego filmu. Niby Dolfi pokazany jest prywatnie, a tak naprawdę wcale nie jest. Przecież: jedynie przebywanie przy stole i pałaszowanie zieleniny nie wyczerpuje tematu Hitler-osoba prywatna, Hitler-człowiek. Jak i nie wyczerpije go odgrywanie roli wujka dzieci Goebbelsów czy szefa Traudl. Przecież za moment będzie brał nawet ślub z panną Braun, a my nie jesteśmy świadkami żadnych ale to żadnych między tymi dwojgiem zbliżeń, choćby i wspólnego lęku przed śmiercią, choćby i gestów dodawania sobie otuchy, okazywania sobie czułości, bo to jest ludzkie, a nie wchodzenie w związek, którego de facto i tak nie było. Kolejne oszustwo i fanfaronada. 
 
Ciekawe, czy decyzję o zabójstwie żony Hitler podejmował wspólnie z nią?. Sadzę, że rzucił tylko hasło, a ona poddańczo na to przystała. Nie jak równoprawna partnerka, lecz jak służka. Dziwi mnie, że decyzja tak ważka nie rozgrywa się na ekranie filmu. Bo właśnie konfrontacja tych dwóch osób, choćby właśnie w tej sprawie, przekazałaby nam więcej prawdy o Hitlerze niż jakakolwiek inna ze scen filmu. Obok pytania: czy Hitler to człowiek?, zadałabym chętnie inne: czy Ewa Braun to człowiek? Czy człowiek całkowicie podporządkowany woli drugiego człowieka, odmawiający sobie prawa do samodzielnego myślenia i działania, sam jeszcze jest człowiekiem? 
 
Nie ma żadnej nadziei na wygranie walki. On wie, że jest skończony, że nikt nie jest w stanie powstrzymać najeźdźcy, a te dyrdymałki, które opowiada o możliwościach powstrzymania wroga, są nieomal bredzeniem w malignie, a nie wiarą w jakieś wyjście. Żaden z jego sługusów też tej możliwości nie dostrzega. I albo dają nogę, albo popełniają samobójstwo, nawet jeszcze przed samobójstwem Hitlera. Nie jest to żadne pozytywne myślenie, tylko oszukiwanie samego siebie. Nie dopuszczanie głosu rozsądku. 
 
Gwoli sprostowania: żona Goebbelsa nie wlewa dzieciom do ust trucizny, tylko środek usypiający (mający działać ok. 4 godzin). Dopiero gdy dzieci znajdują się w głębokim uśpieniu, Magda Goebbels podaje im kapsułki z trucizną, rozgryzane dzięki uciskowi pod brodę. 
Jeśli chodzi o te truciznę-to oczywiscie wiadome,że miałam na mysli już te kapsułki,tylko moze trochę nie jasno napisałam. A jesli chodzi o Twoje przemyślenia względem tego,ze na ekranie nie widzimy żadnej bliskości Hitlera z Ewą to według mnie bardzo dobrze-ten film nie miał byc romansem i ukazaniem jego związku z Ewą tylko pokazaniem człowieka,który jest juz skończony i to w każdym znaczeniu tego słowa.Trochę się właśnie obawiałam,że moze to być swoisty dramat wojenny z romansem w tle,ale na szczęście nie był. I chwała temu.Powiem Ci jeszcze szczerze,że ten film w każdym będzie budził inne emocje-i bedą to bardzo skrajne emocje.Każdy spojrzy na niego z zupełnie innym przeświadczeniem i z zupełnie innej perspektywy. Bo takie produkcje zawszę wywołują takie reakcje. Dzieki Ci za wypowiedź-doceniam i zapraszam do mnie na blog.POZDRAWIAM i szacuneczek dla Ciebie.
Nie mialam na mysli romansu, lecz to, ze przede wszystkim tej bliskosci miedzy Fuehrerem i Ewa Braun nie bylo. A nawet najprawdopodobniej NIGDY nie bylo. Nie jest nowina, ze chcial się jej nawet pozbyc, a w ostatnich dniach nawet mu sie przydala do zbudowania wlasnego posagu. 
 
Ten ich slub jest zbedny i zalosny. Zwyczajnie pod publiczke. Hitlerowi najprawdopodobniej brakowalo uczuc dla samego siebie. Uwazam, ze doprowadzenie do konfrontacji tych dwojga (nie chodzi o romans, zreszta jaki tam romans po kilkunastu latach bycia razem, bycia w dodatku na doklejke), do zderzenia tych dwoch osob, pokazaloby, jak na tacy, faktyczne oblicze Hitlera, nawet gdyby mialo sie w nim obyc bez jego legendarnego wykrzykiwania. 
 
P.S. Na blog Twój zaraz zajrzę.