Przepiękny film. Wspaniała muzyka.
Świetne zdjęcia. Cała historia przejmująca. I muszę powiedzieć, że żal było tego Upiora:-/
Niepotrzebnie. W Love Never Dies, Webber dopisał Epilog do pierwszej części i odwrócił kota ogonem....;-)
Nie wiem czy spartolił. 12 kwietnia ocenię osobiście i po 14-tym zdam szczegółową relację. Po 3 krotnym przesłuchaniu płytki i zapoznaniu się z fabułą jestem jednak nastawiona pozytywnie. Podoba mi się sposób w jaki wybrną z zarzuty, że w I części na było czasu na bara-bara.... ;-)
"Nie wiem czy spartolił. 12 kwietnia ocenię osobiście i po 14-tym zdam szczegółową relację. Po 3 krotnym przesłuchaniu płytki i zapoznaniu się z fabułą jestem jednak nastawiona pozytywnie. Podoba mi się sposób w jaki wybrną z zarzuty, że w I części na było czasu na bara-bara.... ;-) "
Zaprzeczył sam sobie, jako że po Upiorze było powiedziane dokładnie, że do niczego nie doszło. To naprawdę taka cudowna wizja? Tutaj odosobniony, bojaźliwy Upiór, a podczas pierwszej lepszej okazji bez problemu "zalicza" Kryśkę, może nawet omdlałą...
W Upiorze Opery do niczego nie doszło (Webber chyba czytał to forum i liczne zarzuty, że zrobił z Upiora gwałciciela), dlatego wspomniałam o dopisanym w LND Epilogu do UO.......
I z nieśmiałej, wrażliwej Krysi o dobrym serduszku zrobił przy okazji puszczalską dziwę, która w wigilię ślubu z podobno kochanym przez siebie wicehrabią radośnie uprawia seks z innym panem. I to właściwie nie wiadomo dlaczego, kaprys chyba taki miała, albo on tak łaaaadnie prosił. Czarujące, czyż nie?
No ale tu chodzi o to, że nie kochała wicehrabiego........ Byłam tego od początku pewna, ale jestem strasznie wpływowa i mnie przekonałaś, że jest inaczej (na szczęście Endrju mnie poparł....;-)
Ale mu tę miłość zdaje się wyznała, nie? Na dachu na przykład. Mam rozumieć, że Krycha jest wredną suką, która od początku z rozmysłem robiła z wicehrabiego balona? Poza tym kochała czy nie, zgodziła się wyjść za niego za mąż, kiedy Upiór pozwolił jej odejść nie powiedziała "koffam cię, zostaję", tylko rzuciła się w ramiona Raoula. I co, w noc przed ślubem stwierdziła, że słowo dane Raoulowi jej nie obowiązuje, więc sobie bzyknie Upiora, a co jej tam?
Say you'll share with
me one
love, one lifetime
say the word
and I will follow you
Takie piękne deklaracje z jej ust padały i co? Wszystko kłamstwo?
Zgadzam się z tobą. Nie czytałam jeszcze książki ani nie oglądałam spektaklu. Wczoraj był "mój pierwszy raz" z Upiorem;) I przyznam się, że bardzo pozytywnie. Film mi się bardzo, bardzo, bardzo podobał (popłakałam się kilka razy, a to w moim przypadku naprawdę dobry znak!). Nie mam temu filmowi nic do zarzucenia. Polecam i z pewnością sama jeszcze raz do niego powrócę.
10/10
Nie wiem czy zrobienie dziecka z Upiorem przed ślubem Kryśki z Raoulem jest takim ''wybrnięciem'' na miarę medalu.
Po pierwsze, bardzo spłycił i upodlił Christine. Po UwO można było odczuć sympatię do tegoż dziewczęcia, zagubionego pomiędzy Aniołem Muzyki i przywiązaniem do niego, a pierwszą młodzieńczą miłością do wicehrabiego.
I tak oto ze słodkiej, niewinnej istoty stała się ''amerykańską ''bicz'', która mając w przysłowiowej dupie, swojego ukochanego, poszła do wyrka z innym. I to jeszcze na dodatek w wigilię swoich zaślubin. Eine liebe und grande amore...
Webber jest takim twórcą, który albo robi coś fantastycznego:Upiór w operze, Jesus Christ Superstar, Koty, albo partoli wszystko po linii prostej: Evita, LND czy Józef i cudowny płaszcz snów w technikolorze.
Trochę spłaszczyłaś historię opisaną w Upiorze Opery. Osobiście patrzę na tę historię trochę inaczej i nie oceniam Christine aż tak surowo. Z tekstu "Beneath a moonless sky", wynika, że na dzień przed ślubem zmieniła zdanie i przedmiot swoich uczuć (osobiście nigdy nie miałam watpliwości, kogo powinna była wybrać i GB nie ma tu nic do rzeczy), stąd moje stwierdzenie powyżej, że Webber odwrócił kota ogonem. Mam pełen tekst i chętnie prześlę. To, że zmieniła zdanie nie czyni z niej "bicz". Nigdy Ci się nie zdażyło zmienić o 180 stopni wcześniej podjętej decyzji? Jeżeli nie to gratuluję życiowej inteligencji (bez cienia złośliwości) Nie jestem znawcą musicali, ale muszę powiedzieć, że muzyka z każdym przesłuchaniem podoba mi się coraz bardziej. Historia też. Nie mogę się doczekać obejrzenia wersji scenicznej. Przyznaję, że jestem cholernie podekscytowana. Mam nadzieję, że nie czyni to ze mnie kompletnego dyletanta i nie świadczy o mojej ignorancji........:-(
Czym innym jest zmiana decyzji, a czym innym nagła zmiana uczuć. Powątpiewam w rzetelność i szczerość uczuć, które znienacka z wieczora mogą się odmienić o 180 stopni
Mam nieodparte wrażenie, że cały sequel był jedynie po to, aby panu Webberowi wpadło kasy na konto i co by przypomnieć się światu. Cała idea jest wymuszona i drętwa (z muzyką włącznie), co mnie jednak nie dziwi, jako że zwolenniczką webberowej twórczości nie jestem, za wyjątkiem Upiora.
Ja nie odbieram tego co zaszło podczas "beneath a moonless sky" jako zmianę uczuć, ale jako ich rozpoznanie:
LOVE'S A CURIOUS THING,
IT OFTEN COMES DISGUISED.
LOOK AT LOVE THE WRONG WAY,
IT GOES UNRECOGNIZED...
SO LOOK WITH YOUR HEART,
AND NOT WITH YOUR EYES.
THE HEART UNDERSTANDS.
THE HEART NEVER LIES.
(....)
LOVE IS NOT ALWAYS BEAUTIFUL,
NOT AT THE START...
No to panna ma poważny problem z głową, znakiem tego. Rozumiem, że człowiek może być skonfundowany i nie wiedzieć czy kogoś kocha, czy nie, ale Christine twardo przez całe POTO deklarowała miłość do Raoula. Pamiętasz to słodkie "Say you love me" gdy odpływali łodzią? Pierścionek, który zwróciła Upiorowi? Jak to się ma do nagłego odkrycia "OMG, ja kocham Upiora!" ?
no nie do końca przez całe POTO...... Poza tym głowa w tych sprawach często zawodzi....:-I
Działa na mnie usypiająco. Niby przyjemna, ale w pamięć nie zapada, struny żadnej w duszy nie porusza, emocji nie wzbudza. Muzycznie LND zapisuję po stronie takich utworów Webbera jak Evita, czy Józef i cudowny płaszcz snów w technikolorze. Na poziomie Sunset Boulevard, Jesus Christ Superstar czy POTO nie chce być za cholerę.
no to nie wiem co powiedzieć...... Ja jestem lekko nieprzytomna z wrażenia...... Dla mnie ten facet jest geniuszem..... muzyka mnie powaliła, chwyciła za gardło i przeciągnęła pod kilem.... O ile w POTO są kawałki, które pomijam, to w LND, ich nie ma. Podoba mi się cholernie..... Mam teorię, że trzecia część będzie o Gustavie, który po śmierci ojca wyjedzie do Anglii i przybierze nazwisko ELW....;-)
Nie rusza mnie za cholerę i po dwóch przesłuchaniach nie mam zamiaru do niej wracać.
No tak:)
Bo przecież soundtrack z tego filmu ma w sobie piękno. I zakochałam się w tej muzyce, choć nie widziałam wcześniej filmu, bo soundtrack kupiłam wcześniej niż obejrzałam film.
Ujęło mnie, a rzadko mi się zdarza, że muzyka filmowa ujmuje przed obejrzeniem do tego stopnia. Tym bardziej nie rozumiem jak można narzekać.