Dlatego postuluję żeby Znaniecki wziął się za polskiego Draculę, oj marzy mi się to konkretnie. Ale w Rozrywce albo Baduszkowej, bo w Romie wyszedłby cyrk.
Zresztą teatr z którego człowiek wychodzi z bólem kręgosłupa a w wc dostaje klaustrofobii, to kpina nie teatr.
I niektórzy aktorzy to jednostki ciężko myślące.
W Romie mogłaby wyjść całkiem fajna parodia, choć obawiam się traumy w postaci Aleksandra w roli Draculi, lub przy większej fantazji w roli Miny ;D
Powinni dawać odszkodowania za problemy zdrowotne widzów...
Hm, przenieś się do Opery, tam w wc można tańczyć walca ;)
O jezu. Wyobraziłam sobie DBA w skórzanym płaszczyku Draculi (patrz wersja Graz), z miną srogą. Względnie drącego koszulę na klacie. To mi się przyśni, jak Bozię kocham...
Boże, też sobie właśnie wyobraziłem... Błagam, nie snuj takich czarownych wizji, bo mi to zaszkodzi i będziesz mieć mnie na sumieniu...
No, w Baduszkowej albo w Rozrywce też można, to tylko Roma ma takie europejskie standardy... Ja na LM nie mogę usiedzieć, wszystko mnie boli, ostatnio chciałam położyć się w przejściu, to może wtedy odczułabym śladową ulgę.
W foyer Rozrywki można by spokojnie wydać całkiem spory bal bez obawy, że się goście zadepczą, natomiast w Romie w trakcie antraktu warunki są jak w beczce ze śledziami. O Lochach Rozpaczy zwanych toaletą już tu się koleżanki wypowiedziały.
Na foyer i kibelki w TR nie narzekam, są pięknie odremontowane i nie dostaję ataku klaustrofobii. Poza tym ja nie wiem czy to tylko mój pech, ile razy pęcherz przyciśnie mnie w Romie, tyle razy nie ma światła i srajtaśmy. ^^
A ja raczej sobie ponarzekam ;)
Przyzwyczaiłem się do naprawdę wielkiego foyer, wygodniejszej szatni, ogromnej przestrzeni, marmurów, mnóstwa kryształowych żyrandoli, foteli które nie trzeszczą i są wygodne, no i szalenie eleganckich kibli ^^
Eh, ma się te wymagania. ;)
Ale Roma jest nawet w porządku. Tylko szatnie, foyer i fotele...
Cóż kamienica nie jest ich tylko kościoła, więc pewnie na remont nie stać a nowej siedziby nie mają :P
Więc można im wybaczyć... Chociaż gdyby wystawili coś naprawdę dobrego to i pieniądze na remont by się znalazły.
W ten sposób właśnie słucham i oglądam "Rudolfa", mój ostatnio ulubiony musical Wildhorna - starannie przestaję rozumieć język niemiecki i zostaje mi sama muzyczna przyjemność, z pominięciem kretyństw literackich.
...Co i niniejszym czynię ;)
No i bardzo dobrze. Po co się zniechęcać głupotami.
Niedawno oglądałem Rudolfa i muzyka bardzo mi się podobała. Tekstu akurat nie znam, bo nie szukałem tłumaczeń, więc nie wiem jak tam z tym tekstem jest. Tyle co rozumiem ze słuchu, choć przy muzyce przestaję myśleć, więc w głowie sobie nie tłumaczę...
Tekst jest rozkosznie nielogiczny, mało historyczny (moje dwa ulubione kwiatuszki: Franz Josef mówiący Rudolfowi "Dein Cousin Wilhelm. Das ist ein Mann nach meinem Geschmack! ", czyli chwalący kuzynka Wilusia, jako człowieka w jego guście, podczas gdy Franzi Wilhelma II jako osoby nie znosił. Wilusia jednakowoż chyba nikt nie znosił, jeśli nie liczyć jego dziadka, Wilhelma I Oraz kwiecie numer dwa, czyli Mary Vetsera pytająca łzawo Stefanię, czemuż ach czemuż arcyksiężna jej tak nienawidzi. No kobito, męża jej osobistego posuwasz...). Poza tym libretto, jak to u Wildhorna, zawiera dużą ilość rzewliwości niepohamowanej. Ale muzyka jest bardzo dobra, wykonanie takoż (austriackie mam na myśli, z wersją węgierską mi nie po drodze, a japońskiej nie mam przyjemności znać), więc słucham :)
To rzeczywiście super ;) Ale co tam, nie może być przecież tak historycznie, bo w końcu... 'fikcja dodaje smaczku' ;P Choć z Mary już przesadzili...
Nie oglądałem jeszcze austriackiej w całości, bo czasu mam mało, za to węgierską owszem i mi się podobała. Za austriacką miałem się brać w ten weekend, ale za dużo zajęć mnie czeka i nie wiem czy w końcu mi się uda obejrzeć w jednym kawałku...
Odrobina fikcji na pewno nie zaszkodzi, nie wiem czy sama prawda i tylko prawda podana w wersji musicalowej byłaby taka znowu strawna, natomiast miło by było, gdyby zachowano odrobinę logiki... no i nie robiono z Franza rozkochanego w pruskim drylu kretyna, który z synem porozumiewa się wyłącznie za pomocą darcia mordy. Aczkolwiek plus dla twórców za uczynienie z Rudolfa faceta z jakimiś ambicjami, a nie romantycznej emogalarety, oraz pokazanie Mary jako energicznej dziewczyny z temperamentem. Jedno i drugie w dziełach artystycznych dotyczących Mayerlingu jest, doprawdy, rzadkie.
W porozumiewanie się za pomocą darcia mordy można jeszcze uwierzyć, bo w relacji ojciec-syn to raczej pasuje ;)
Tak, to jest bardzo duży plus. W musicalach jest o wiele za dużo denerwujących i rozlazłych bohaterów. Od razu przyjemniej się ogląda.
Hmm, chyba dziś w nocy obejrzę Rudolfa, bo z tego wszystkiego naszła mnie chęć na ten musical.
Oj, był niezapomniany, był, takoż i dla mnie. Z upiorofobii leczyłam się potem długo... Trzy razy byłam w Romie na Upiorze i dwa razy trafił mi się Damian. Za pierwszym razem gryzłam w desperacji balustradę loży, modląc się, żeby ten pan już sobie poszedł i nie wrócił, a przy finalnym dźwięku "Muzyki nocy" to i nawet klęłam pod nosem. Za drugim razem już tylko smętnie modliłam się o rychły spadek kurtyny. Nie wiem kto wymyślił, że DBA ma możliwości tenora, ale z całą pewnością była to jednostka głucha jak pień dębowy, w związku z czym nie słysząca jak on imponująco fałszuje i jak mu się głos łamie przy wysokich dźwiękach. A jeszcze jako Upiór dołączał gratis te wszystkie efekty dźwiękowe o których wspominasz, to jest właśnie charki, porykiwanie i Bóg wi co jeszcze. Uff.
A Jekylla made in Teatr Rozrywki też polecam, wszystkimi odnóżkami. Świetny spektakl.
Damiana widziałam trzy razy (miałam widzieć dwa, niestety Tomek się rozchorował i byłam wściekła, chociaż z drugiej strony, dzięki temu zobaczyłam Podgórskiego. Ten jeden raz, kiedy Christine i Raoul byli ok, dało się to przeżyć (chociaż nie mówię, że bez poświęcenia) i jakoś "przewijać" sceny z Upiorem. Ale kiedy partnerowali mu (w moim przypadku dwa razy) Janczak i Domalewski... oesu, nie chcę o tym mówić, wciąż mam uraz.
Ja miałem w pewnym momencie już myśli, by zrobić akcję z Upiora - udusić go za kurtyną i samemu zaśpiewać ;D
Aleksander w roli Upiora to poroniony pomysł... Tak, wysokie tony i efekty dźwiękowe były koszmarne, ale dla mnie chyba najgorsze były jego przejścia. Istny koszmar. Zwłaszcza w "Upiór Opery" gdy cudnie śpiewa "bo mam nad Tobą już"... Miałem wrażenie, że zęby mi od zgrzytania wypadną ;)
Mi trauma po Aleksandrze została do dziś
Wisz, ja studiuję filologię polską, a mam w grupie ludzi, zachwycających się, jak to mówią "Pałlio Koelio", nie umiejących odmienić "ów" i poprawnie zapisać "na pewno", więc... nie, jakoś mnie to nie dziwi, zachwyt Aleksandrem, w sensie.
Ja zaś kompozycje i dyrygenturę ;) Szkoła teatralna jakoś mi się odwidziała. O zgrozo u mnie wśród muzyków też zdarzają się straszne przypadki (zazwyczaj uzdolnieni młodzi z bogatych rodzin po prywatnych szkołach - zgroza)
Taaak, nie lubię Aleksandra. Chociaż jestem z tych przypadków które kiedyś zachwycał, a potem je oświeciło. U mnie w klasie też panuje powszechne przekonanie, że to co robi Roma jest prawdziwe, słuszne, jedyne i najlepsze a innych teatrów muzycznych w Polsce nie ma. A profil niby teatralno-filmowy...
Doprawdy? ;) W takim razie gratulacje iż Cię oświeciło...
Oh, współczuję towarzystwa i ich genialnej, wielce oświeconej wiedzy...
Teatralno-filmowy. Dość ciekawy...
Strach się bać co by było gdybym się nie nawróciła, tyle wyjazdów by mnie ominęło, bo przecież Roma byłaby najlepsza...
Klasę edukuję od dłuższego czasu, widać pewne postępy ;).
Czyli miałaś szczęście. Na pewno nie tylko wyjazdy, ale też poszerzenie gustów i horyzontów, czyż nie? ;)
Jakże miło iż przyczyniasz się do oświecania biednych, tkwiących w mrokach ludzi, cóż za szlachetność! ;)
Wszystko sprawdza empirycznie
A motywy jej są proste
Ma ambicję szerzyć postęp
A do tego edukuje prosty lud!
Tutaj są same utalentowane osoby w dziedzinie szerzenia postępu i komentowania uwsteczniania się, tudzież ogólnych patologii :P