Właśnie takie miałam wrażenie oglądając ten film.
Biedny, szalony Upiór. Jak wiele zależało w jego życiu od wyglądu. Najpierw maltretowany przez cygana, uwolnieniem stała się zbrodnia. Taki zdolny, a taki samotny i smutny. Okrutny, ale przecież nikt nie obdarzył go w życiu niczym dobrym. Nienawidzący świata, w muzyce upatrywał piękna.
Jak mógł się nie zakochać w Christie? Miała cudowny głos, który on sam doskonalił. A poza tym była piękna...
Świetna gra aktorska Butlera. Patrząc na jego zmagania faktycznie widziałam gniew, frustrację, nienawiść i dziwną delikatność. Brawo.
Rossum był już bardziej dwuznaczna. Chwilami miałam wrażenie, że nie jest pewna, swojej roli. Może to wina Christie (ona nie była pewna swoich uczuć), w każdym razie scena płaczu przed premierą "Don Juan triumfuje" była okropnie nienaturalna. Wyglądała jakby miała się za chwilkę roześmiać.
No i Wilson. Straszliwie papierowy. Jego śpiew, ruchy, wszystko... takie bez wyrazu. Niby Raoul kocha, a faktycznie jego uczucie nie wzbudza emocji w widzu, walczy o życie (a miałam nadzieję, że się utopi). Wybitnie się nie popisał.
Film dobry, ale przynajmniej dla mnie. Tylko to zakończenie trochę naciągane. Upiór po dwóch pocałunkach tak po prostu pozwoliłby ukochanej odejść? Chociaż dla niej zniszczył Operę? Niezbyt wiarygodne.
Ja to zawsze odbierałam tak, że pocałunek Christine był dla Upiora czymś w rodzaju przebudzenia. Mimo odrzucenia, mimo lęku przed światem, mimo tego ze większosć życia spędził samotnie w podziemiach Opery, zostało w nim dość człowieczeństwa, dość ludzkich uczuć aby mógł zrozumieć czego nie jest w stanie dać Christine i jaką krzywdę by jej wyrządził zmuszajac ją do spędzenia z nim życia. Przedtem tego nie dostrzegał zaślepiony obsesyjną miłością, desperacko usiłujący schwytać tę swoją okruszynę szczęścia.
Nieprzypadkowo chyba chwilę później Upiór śpiewa fragment "Maskarady", bo ta scena, pocałunek Christine, to zdjęcie maski z Upiora, tym razem maski psychicznej. Upiór dokonuje konfrontacji z własnymi emocjami i widzimy go przez chwilę takiego jakim jest naprawdę-bezbronnego, skrzywdzonego, niekochanego człowieka, nie tajemniczego, potężnego geniusza na jakiego się kreował.