Wiecie, że jest sequel upiora ? To ksiązka napisana przez Forsyth;a z małą pomocą Andrew Loyd webbera opowiadająca o kolejnym i już ostateczxnym spotkaniu Christine i Upiora, świetna jest!! Pokazuje jak to się ostatecznie skończyło.
-----spoiler dla tych co czytali ------------
Strasznie mi się podobało to, jak Upiór zrozumiał, ze to jego dziecko, i w ogóle ten Raoul jako enunch... :DD Pop prostu super!
_________________
Czytałyśmy, czytałyśmy i zdania nie podzielamy.
Sam pomysł, że Upiór miał dziecko. Ja nie wiem, czy on tę Krychundę zapłodnił wzrokiem, czy jak? Nasienie mu lata luzem w powietrzu? Najwyraźniej, bo że pomiędzy nimi nic nie zaszło to jest potwierdzone choćby i samymi słowami Erika w ostatniej scenie. Dodajmy do tego Raoula- impotenta i wychodzi na to, że nasza cnotliwa Krysia ma coś na sumieniu...
O całej reszcie, łącznie z idiotyczną sceną końcową nie wspominając. Gniot.
a mnie się podobało, to, ze w filmie nie pokazali że Christina byłą z Upiorem to nie znaczy, że tak nie było. Trzeba było przeczytać wstęp do Upiora Manhattanu, to się stało jak Upoór ją porwał z przedstawienia Don Juana, ale nie ważne, nie będe isę spierać, o to, czy jest fajne czy nie, bo każdy ma inne zdanie:) Mniue się tak podobało, a poza tym to przecież pomysł Andrew Loyd Webbera
<liczy do tysiąca>
Nie pokazano w filmie, nie pokazano w wersji scenicznej, a słowa Erika w podziemiach temu przeczą. Pomijam ten drobny szczegół że ani w wersji scenicznej ani w filmie po donjuanowym porwaniu nie ma czasu na żadne bzykanie, a Christine jest raczej w mało erotycznym nastroju. To co, mam wierzyć że Erik, kochający Kryskę do szaleństwa, po prostu złapał ją za kłaki, pieprznął na wyro i zgwałcił? Dziękuję, nie, wolę wierzyć ze Upiór jest nieszczęśliwym, odrzuconym przez wszystkich człowiekiem, który walczył o swoje szczęście tak jak umiał, a nie zimnokrwistym psychopatą i nieczułym bydlęciem.
Ja czytałam, przeczytałam i żałuję, że kiedykolwiek spojrzałam na to coś, czego książką raczej nazwać nie można. Gdy doszłam do spotkania Kryśki i Erika marzyłam tylko o tym by ta... Książka wreszcie się skończyła. Nie podobało mi się prowadzenie narracji w pierwszej osobie przez różne postaci (wyglądało to jak tania imitacja dziennikarskiego stylu Lerouxa) Upiór nie był Upiorem, Giry nie pozwoliłaby żeby Meg, która w gruncie rzeczy została baronową była pokojówką Krystyny i, na litość boską, Leroux jasno i dobitnie napisał, że Erik umarł trzy tygodnie po odejściu Christine, więc nie mógł żyć kilkanaście lat później!!! Jeśli chodzi o to "dzieło" to ja jestem zdecydowanie na NIE!
Według mnie wstęp do Upiora Manhattanu wszystko wyjaśnia, książka napisana przez Gastona była nieskładna, eh, mnie się bardzo podobało, ale każdy ma swoje gusta:/
Dzielo pana Leroux było o niebo składniejsze od wypocin Forsytha. Nie mówiąc o tym że pomysł aby zaczynać swoją książkę od wstępu, w którym równa się z ziemią klasyczną powieść, a wychwala Webbera za skorygowanie (SIC!) historii Upiora. Na przykład:
"He appears also to have made an error with the position, appearance and intelligence of Mme. Giry, an error corrected in the Lloyd Webber musical."
W powieści Leroux Madame nie była zbyt bystra, mówiąc delikatnie. Forsyth zdaje się zapomniał, że to Leroux wymyślił Mme. Giry, więc jakby chciał, mógłby z niej zrobić ostrą dominę w lateksach i z pejczem i też nie byłoby to błędem. Bo to jego, Gastona, postać. A Forsyth najwyraźniej utkwił z głową w tyłku ALW i nic innego nie widzi.
NIESKŁADNA?! W którym miejscu?! Przeczytałam sześć razy i jestem pod wrażeniem, nie mówiąc o tym, że nie wypatrzyłam nieskładności, za to jeśli chodzi o "powieść" pana Forsytha to nie będę komentować, bo jeszcze naruszę prawo wypowiadania się na forum.
W kwestii formalnej, "dzieło" Forsytha jest sequelem musicalu Webbera, nie powieści Leroux.