Od jakiegoś środka filmu - od kiedy Tom grał już na dobre cały czas myślałem, że albo w końcu spasuje, albo zostanie zdemaskowany. Było wiele takich sytuacji, w których pomyślałem sobie "no to wpadłeś panie Ripley", na przykład na posterunku policji, kiedy poszedł tam z Peterem i okazało się, że ktoś z Rzymu miał przyjechać. Spodziewałem się, że będzie to ten detektyw, który prowadził sprawę w Rzymie, a tu nagle inny policjant, bo tamtego odsunęli od sprawy i gra toczy się dalej:) Później kwestia z sygnetami, które znalazła Marge, albo rozmowa z amerykańskim śledczym na balkonie domu Dickiego i kilka innych. I pomyśleć, że kiedy pod koniec już wszystko w miarę się ułożyło i Ripley powrócił do swojego życia spotkanie z Meredith na statku popchnęło go do kolejnego zabójstwa i dalszej gry w życie Dickiego:)
Cudowny obraz.
Ironicznie i dosłownie utalentowany pan Ripley. Labirynt kłamstw, a właściwie ruchome piaski w które wciąga każde kolejne kłamstwo bohatera. I to wszech-towarzyszące uczucie strachu, że za chwilę wszystko się wyda. Mistrzowska żonglerka emocjami.
Film warty obejrzenia!