Odnoszę wrażenie, że zaangażowanie scenarzysty w pracę nad tym scenariuszem było trochę jak przy odrabianiu pracy domowej w czasach szkolnych- odwalone, zaliczone, bez nadmiaru wysiłku. Ponieważ scenariusz powstał na podstawie książki wypadałoby sięgnąć po nią i zapoznać się z pierwowzorem literackim, co przy nadarzającej się okazji na pewno uczynię. Najogólniej rzecz ujmując film jest ciekawy, wciągający i można obejrzeć go przymykając oczy na pewne słabości. Jednak te słabe momenty, może nie aż tak tragicznie wielkie, pracują w sposób konsekwentny na odbiór całości. I według mojej opinii mamy film dobry, a moglibyśmy mieć co najmniej rewelacyjny.
Przeczytać można sporo opinii na forum na temat pracy prokuratora i tego jak ta ma się do sytuacji przedstawionej w filmie- nawet dla mnie, osoby bez jakiejkolwiek szerszej wiedzy dotyczącej sposobu działania prokuratury, to co widzimy w filmie momentami wydaje się kompletnie bzdurne. To chyba największy minus tego filmu. Zupełnie też na łopatki rozłożyła mnie scena kończąca film. Samo zakończenie było zaskakująco ciekawe, ale ostatnie kadry śmieszyły już naprawdę do łez. Skoro mam film kryminalno-polityczny o polskich realiach, bagażu ustrojowym itd. to czemuż otrzymujemy jako zwieńczenie scenę jak z amerykańskiego romansu klasy B albo i C? I to że słodko to już pal diabli, ale czemu tak nieprawdziwie i banalnie?
Film zapracował na siedem gwiazdek, ale jak nauczyciel ulubionemu uczniowi szepnąć by się chciało, że następnym razem to mogłoby być dużo lepiej.
Potencjał był, ale dla mnie niestety zmarnowany... zgadzam się, że część scen była kompletnie niepotrzebna/ śmieszna/ niepasująca. Już na początku filmu akcja z psem zamkniętym w samochodzie... po co był ten wątek? Gra aktorska przyzwoita, chociaż Ostaszewska średnio pasowała do takiej roli...
No właśnie, potencjał trochę zmarnowany. Rozłaziło im się to wszystko momentami. Co do sceny z psem o której wspominasz - to było jeszcze do przełknięcia - niejako przedstawiało panią prokurator, dawało widzowi do zrozumienia, że w chwilach gdy konieczne jest podjęcie radykalnych działań nie waha się i postępuje w sposób nie pasujący do schematu jaki przypisać można byłoby z góry prokuratorowi. Scena całkiem potrzebna, czy może nie rażąca. Moim zdaniem gra Ostaszewskiej ratowała sporo ten film. Sama jej rola napisana była bzdurnie czy też ściślej mówiąc nieprawdopodobnie, ale Ostaszewska była świetna, ozdabiała film (nie tylko piersiami). Natomiast szlag mnie trafiał w momentach, gdzie na ekranie pojawiał się Krzysztof Pieczyński. Przecież to dobry aktor a grał jakby go z drewna wystrugali. Tragedia. Zresztą same napisane mu dialogi były często śmieszne, a przecież to nie komedia. I wszystko to można jeszcze jakoś razem zmiksowane przełknąć. Dla mnie tylko ostatnia scena gdy mąż zabiera panią prokurator razem z córką jest tak żałosna i tandetna, że zniesmaczyła mnie strasznie.
może to kwestia słabych dialogów w ogóle? i dlatego tak ciężko mi zaakceptować Ostaszewską w tej roli...
niestety to jakieś fatum w polskich filmach, że dialogi często są na niskim poziomie- albo wywołują u widza śmiech albo żal.
Pieczyński rzeczywiście bardzo przeciętnie wypadł. Najlepszą rolę miał dla mnie Andrzej Seweryn, świetna postać i świetne kwestie (to co mówił Prezes Witold ratowało dialogi).
Powiedziałbym tak - zależy z czym się "Uwikłanie" zestawi i porówna. Jeśli porównamy np. z "Symetrią" Niewolskiego, gdzie realizm wylewał się z ekranu i wszystko było tak przejmująco wiarygodne i mocne, to "Uwikłanie" wypadnie sztucznie i słabo. Ale jeśli zestawimy z przeciętnym amerykańskim filmem sensacyjnym to jest znośnie. To chyba jeden z głównych moich zarzutów jakie mogę wysunąć pod adresem "Uwikłania" - niepotrzebne i nieudolne zamerykanizowanie tej produkcji, co zaowocowało nadszarpniętą wiarygodnością. Często widzimy momenty które nie przystają do polskiej rzeczywistości.