Przyznam ze jako fan komiksowej serii na filmową adaptację "Valeriana" czekałem z niecierpliwością. Po obejrzeniu filmu mam mieszane uczucia z przewagą tych negatywnych. dla widza nie znającego komiksu będzie to dobre, efektowne widowisko, skierowane raczej dla młodszych, które jednak nie ustrzegło się wielu wpadek.
W porównaniu z komiskem jest już zwyczajnie kiepsko. Przede wszystkim fabuła nie jest oparta na komiksie "Valerian i cesarstwo tysiąca planet" co sugeruje bardzo podobny podtytuł. Szkoda, bo w owym komiksie opowiedziana jest fajniejsza historia. Największa porażka filmów; główni bohaterowie. Komiksowa Laurelina byłą typem sympatycznego rudzielca, czasem głupiutkiego, ale o wielkim sercu. Tymczasem w filmie mamy blondie sextwardzielkę, która bardziej przejmuje się potarganą sukienką niż faktem ze wielki stwór właśnie wybił wszystkich towarzyszy misji. Albo sytuacja kiedy na przepaścią kopie małego stwora ze słowami "spadaj jaszczurze". Komiksowa Laurelina kochała wszelakie kosmiczne stwory, nie do pomyślenia żeby coś takiego zrobiła. Sam Valerian zaś w filmie wygląda jakby co dopiero skończył studia, nie jak doświadczony pilot służb czasoprzestrzeni z dużym stażem. Dos często tak też się zachowuje. Do tego dochodzą stosunki pomiędzy głównymi bohaterami; w komiksie byli parą serdecznych przyjaciół, nic więcej. W filmie tymczasem Valerian od początku podrywa Laurelinę (w dodatku kreowany jest na typ podrywacza, który nie lubi stałych związków), a kiedy się jej oświadczył to było już jawne przegięcie.
Źle dobranych aktorów mona by jeszcze Bessonowi wybaczyć, ale to ze są oni zupełnie inni niż w oryginale nie tylko z wyglądu, ale i charaktery maja z goła inne tego wybaczyć się nie da.