Dużo się nasłuchałem o olbrzymim wysiłku artystów kreujących świat o ogromnej różnorodności form życia, a dostałem film gdzie praktycznie wszyscy są tacy sami, nieważne czy kosmici czy ludzie - zawsze to coś o dwóch górnych i dolnych kończynach i głowie. Coś poszło nie tak.
W sumie to mały pryszcz. Mnie boli raczej to, że (nie tylko zresztą na filmach s-f, na historycznych również) ludzie (i obcy też) są ludźmi stricte z dzisiejszych czasów. Język, zwyczaje, wygląd - różnice są incydentalne i jedynie wplecione w całość, zamiast ją w całości kreować.