Valerian to piękna wizualnie opowieść, która niestety została zmarnowana przez fatalny wręcz scenariusz i słabiutki dobór aktorów.
Podczas oglądania filmu od razu przychodzi do głowy porównanie z Avatarem, który mimo, że był prostą opowieścią to mimo wszystko spójną, a reżyser pozwolił nam zanurzyć się w piękny, bajkowy świat.
W Valerianie niestety nie jest nam to dane - chociaż sam świat oczarowuje, to już sposób jego przedstawienia pozostawia wiele do życzenia, chociażby w momencie w którym główni bohaterowie docierają do "Alfy", a Valerian prosi komputer pokładowy o streszczenie demograficzne - oglądając miałem wrażenie, że taki sposób przedstawienia świata jest bardzo wymuszony. Następnie dostajemy zlepek nie za bardzo pasujących do siebie scen walki, pościgów na kosmicznych motorach czy już zupełnie zbędną dla mnie całą sekwencję z Rihanną w roli głównej. "Wisienką na torcie" jest oczywiście bomba, której zegar zatrzymuje się na sekundę przed wybuchem.
Aktorsko film, lekko mówiąc, nie powala - główni bohaterowie nie są zbyt przekonujący jak na galaktycznych superagentów, którymi jak mniemam są, a czarny charakter grany przez Clive'a Owena pojawia się na ekranie na parę minut i generalnie też nie za bardzo wiadomo po co. O Rihannie i jej alfonsie już wspomniałem, lepiej to zostawić bez komentarza. Dialogi - hmm, podczas finałowej sceny, w której Cara przekonuje Valeriana, żeby ten oddał powielacza była tak żenująca, że miałem ochotę wyjść wcześniej. Dłuży się to wszystko strasznie i nudzi.
Podsumowując - świetnie stworzony świat, który z pewnością ma potencjał, został zmarnowany. Daję 5/10, bo lubię przenosić się w świat przyszłości, jednak mogło być dużo lepiej