mistycyzm gumy do żucia, pompatyczna muzyka i komiksowe zdjęcia jak z Thorgala. Do 50 minuty wyglądał obiecująco
potem reżyser starał się przeskoczyć siebie. Ok ze szmirą przesadziłem ale naprawdę tylko ambitni gimnazjaliści mogą
się na tego typu konwencję nabrać.
p.s fanów Thorgala przepraszam - w swojej klasie jest znakomity
Muszę przyznać, że do filmu podchodziłam 3 razy, z czego raz obejrzałam go na przewijaniu. I zmęczyłam tylko ze względu na Mikkelsena (boskiego de facto) i własnie ze względu na Thorgala. Przez wiele lat na rożnych forach dotyczących komiksów Rosińskiego i Van Hamme'a dyskutowano nad ewentualną ekranizacją tego kultowego komiksu I równie zażarcie omawiano ewentualnych pretendentów do roli Thorgala, I przez te wszystkie lata nie widziałam żadnego aktora, który mógłby sprostać tej roli. Zarówno jeśli chodzi o prezencję jak i o warsztat artystyczny. Tak było dopóki nie obejrzałam Valhalla Rising i nie zobaczyłam Mikkelsena, bo to właśnie od tego filmu zaczęła się moja fascynacja tym Duńczykiem.
Pełna zgoda. Obrazki może i interesująco mroczne, ale niestety film poza tym nic sobą nie przedstawia. Nudne, przeciągnięte sceny o niczym, brak jakiejkolwiek nici czy nitki fabularnej, dialogi nikłe, a jak już się pojawiają, to też są kiepskie. To po prostu ciąg irytujących i pretensjonalnych obrazów. Szczerze, to po obejrzeniu (lubię tematykę Wikingów, lubię "mrok";) w filmach itp.) pomyślałam "po co to w ogóle powstało? co ja właśnie obejrzałam?!" To taki jakby szkic filmowy, reżyser nakręcił sobie sceny, żeby sprawdzić, co będzie ładnie wyglądało, jakie dać światło, jak co ustawić, tylko... zapomniał, że takiego zlepku jeszcze nie można nazwać filmem.