Ukłon dla Aleksandry Domańskiej, jedyna jak dla mnie git scena w filmie, gdy przygotowuje obiad, Tasty przy tym to banał. I to jest jedyny lokalny wątek.
Reżyser świadomie nie zbliżył się ani do Vinci, ani do Konia Trojańskiego. Czemu?
W filmie nie znalazłem trudnych polskich słów, to kompletnie nie-po-lubelsku! Czemu?
Film niewyraźny, blend styli. Czemu nic nie dominuje?
Aktorzy za-popularni. Czemu wybór padł na ogranych?
Czemu nacisk na hiszpano-francuskie klimaty?
NIELUBELSKI. Choć w Lublinie. Dziwne...Niczym rondo w Kołbieli.
Ver. 2.
Ukłon dla Aleksandry Domańskiej, jedyna jak dla mnie git scena w filmie, gdy przygotowuje obiad, Tasty przy tym to banał. I to jest jedyny lokalny wątek.
Reżyser świadomie nie zbliżył się ani do Vinci, ani do Konia Trojańskiego. Czemu?
Film niewyraźny, pasujący do kineskopu bardziej, niż do projektora, blend styli. Czemu nic nie dominuje?
Aktorzy za-popularni. Czemu wybór padł na ogranych?
Czemu nacisk na hiszpano-francuskie klimaty? Hallmarkowe to jakieś, a w tym pozytyw to kostiumy...
Dziwne...Niczym rondo w Kołbieli, lub plan PKiN.
NIELUBELSKI. Choć w Lublinie.
Gesty Volty są oburzające. Można film obejrzeć dwa razy.
Jak Pani Prezydentowa witała Melanię, też kilka razy oglądałem.
To i Voltę mogę obejrzeć. Teraz wiem... w czyją stronę ten film jest ukłonem.
>>> Reżyser świadomie nie zbliżył się ani do Vinci, ani do Konia Trojańskiego. Czemu?
Odpowiedzią, niech będzie anegdota:
Warszawiak, Krakowiak, i Lubelak, siedzą na weselu i się przekomarzają:
- U nas to wychodzi się jak Pańsko: na dwór, zagaduje Warszawiak.
- My z Dworu, to wychodzimy na pole, odbija Krakowiak.
- Idę na zewnątrz... - kwituje Lubelak.
Taka specyfika Lublina, miasto amalgamat, ustawiony pomiędzy, halfway, miasto ludzi rozmyślających... o mieście.
Gdy dane są dwie rzeczy do wyboru, to kozy lubelskie i tak znajdą też trzecią opcję. Więc, tu reżyser mógł specjalnie "nie zbliżać się" do "konkurencyjnych" formatów.
Volta tak estetycznie ukazała mój Kozigród, że mimo dziwnej fabuły, pastiszowej korony,
to chce się wracać do kina, właśnie żeby pooglądać te znane jak czort lubelskie widoczki.